wtorek, 31 grudnia 2013

Jesteś bólem mojej dupy rozdział 10

Na początek zaznaczę!
To mój nadłuższy epilog życia! Ma 14 stron, a i tak trudno było mi skończyć! Także, możecie być dumni.
Błędy napewno są, ale będę je poprawiać za kilka dni, wtedy je najlepiej widać. Tak przynajmniej twierdzi Strega, która chce mnie ukartupić za powtórzenia, jakie mnożą się w moich tekstach, niewiadomo skąd.
Bardzo się cieszę, że dotrwaliście ze mną do końca tego opowiadania. Będzie mi bohaterów bardzo brakować.
W związku z zakończeniem tego opowiadania, rusza nowe, nie wiem jeszcze jak będe je dodawać ani na jakim blogu. Tego dowiecie się niedługo.
Dodatkowo na prośbę Yuuki, będę dokańczać kolejne opo, wraz z "Neko heart attack" zabieram się za "Gdy miłość puka do drzwi".
Na kolejnym blogu, nie do końca nowym rusza nowe opowiadanie "kochankowie samotności" zapraszam do czytania. Rozdział pierwszy wstawie jutro tj, 02.02.2014
http://moj-cudowny-swiat-yaoi.blogspot.com/p/blog-page.html
Tyle ogłoszeń.
Aha, moja beta jest od dłuższego czasu nie do złapania, dlatego proszę o wybaczenie. ;)
A teraz zapraszam
Wasza A.
Ps. Komentarze ćwiczą po świętach, bo się upasły ciastem.
Pps. Sceny seksu mi nie idą, wybaczcie...

     Epilog

Dni mijały spokojnie, Piotrek i Igor ustabilizowali swoją relację, na tyle by móc stawić czoła swoim niezadowolonym rodzicom. Odkąd chłopak wyjechał, matka bardzo źle znosiła rozłąkę z synem. Wiedziała, że musi dać mu wolną rękę, jednak czasami ogarniała ją złość.
Kiedy jednak jej syn wrócił, nie chciała go strofować, w końcu miał wybór, był dorosły… Potem jednak przyszła kolejna fala frustracji matki. Dodatkowo, nie pomagała sytuacja z ojcem, który zdecydowanie denerwował się na syna, za jego wybryki. Nie wiedział jeszcze, że Igor i Piotrek są ze sobą w związku.
W końcu przyszedł czas na bardzo poważną rozmowę, między rodzicami a synami. Wszyscy usiedli w jasnej kuchni, z kubkami herbaty. Ojciec łypał na najmłodszego syna spode łba z miną gbura, mama również nie patrzyła na nich nerwowo a Igor zastanawiał się, o co dokładnie im chodzi.
-Synu-Zaczęła matka, najspokojniej jak mogła. –Dlaczego wyjechałeś, nie mówiąc o tym nikomu? Nie wiesz, jak bardzo martwiliśmy się o Ciebie, zastanawiając się, co się z Tobą działo przez cały czas… Czekaliśmy na Ciebie przez rok, tracąc nadzieję, my i Twoi przyjaciele. –Ojciec od razu się wzburzył
-Coś Ty sobie gówniarzu wyobrażasz? Matka się tak martwiła, wszyscy się martwiliśmy! –Wybuchnął –A teraz wracasz sobie od tak, mówiąc, że przepraszasz! Coś Ty robił przez ten czas? Gdzie byłeś?! –Krzyknął w końcu. Igor słuchał ich, wiedząc doskonale, że mają racje i prędzej czy później taka rozmowa się odbędzie. Opuszczona głowa Piotrka i wyraz twarzy, intensywnie skupione, wskazywały że chłopak intensywnie myśli, najpewniej nad wytłumaczeniem. Sam Igor miał wiele do wyjaśnienia, bynajmniej nie było to dla niego łatwe. Ledwo nad sobą panował, zaciskał ręce na poręczach krzesła aż pobielały mu palce. Targające nim emocje zaczęły go przerastać. Miotały jego duszą niczym tsunami, chociaż na zewnątrz starał się zachować pozory spokoju. Chyba dobrze by było, żeby zabrał glos.
-Nie denerwujcie się, to nie tylko jego wina. To jest w sumie bardziej skomplikowane… -Zaczął spokojnie, ratując ukochanego z opresji. –Piotrek zwiał przeze mnie… Bardzo mocno pokłóciliśmy się o nasze uczucia i jakoś tak wyszło… -Powiedział w skrócie.
-Jakoś tak wyszło?! –Zagrzmiał ojciec, nerwowo zaciskając ręce na kubku. W końcu odłożył go za mocno, wylewając zawartość na kwiecisty obrus. Matka chłopców załamała ręce. –Jak mogło tak jakoś wyjść? W łepetynach wam się poprzewracało gówniarze! –Warczał wściekle.
-Tato, posłuchaj, pokłóciliśmy się o to, że Piotrek mnie kocha!- Powiedział dobitnie Igor
-CO? –Krzyknęli na raz rodzice. –Boże, co za banda idiotów! Nie mogliście się dogadać? Nie wiem, dać sobie w pysk? Tak trudno było? Jak ja Was wychowałem! –Wygłosił swój monolog praktycznie krzykiem ojciec. –Ale żeby przez to wyjechać bez słowa?!
-Tato! Przepraszam! –Krzyknął Piotrek, -Nie wiedziałem, co mam robić! Co Ty byś zrobił na moim miejscu?
-Moja siostra jest lesbijką przecież, do cholery! Na pewno bym nie uciekł! –Odkrzyknął. –Uczyliśmy Was tolerancji i rozmowy, całe życie. –Dodał spokojniej. Oczy Piotrka na chwilę spotkały się z Igora i popatrzyły na siebie czule i porozumiewawczo. Nie uszło to uwadze mamy.
-Chłopcy, czy Wy ..? –Zapytała matka, chcąc znać prawdę.
-Tak, mamo, jesteśmy razem… -Odparł Igor, głosem pełnym spokoju . –Nic nie zmieni naszych uczuć, nie ważne co powiecie. –Dodał butnie, ściskając delikatnie rękę ukochanego, w geście dodania mu odwagi.
- Na temat waszego związku mam wiele do powiedzenia, ale wolałbym to omówić na spokojnie. Nadal jestem wściekły o Twoje zniknięcie Piotrek!
Chłopcy przełknęli głośno ślinę… To będzie trudny dzień…

Z kolei w domu Kamila i Bartka, atmosfera była bardzo napięta. Rodzice mieli wyjść do dziadków, za pół godziny mieli być na miejscu, jednak co chwilę coś im się zapodziewało. Bracia starali się im pomóc i szukać zagubionych kluczyków do samochodu, apaszki czy papierosów. Nie pomagało im warczenie ojca na rosnący i nie znikający chaos w całym domu, a także wzniesienie rąk do nieba matki, w geście dezaprobaty.
-Kurwa mać, ja w tym domu nie wytrzymam-Jęknął głośnio. –Kochanie, pośpiesz się, bo moi rodzice nienawidzą spóźnień…
-Dobrze, już dobrze… bawcie się dobrze chłopcy. -Powiedziała i po chwili wyszli. Bartek miał pewne plany co do swojego brata, jednak jak na razie nie chciał mu ich zdradzać. Wiązało się to jednak z czymś na wzór przyrzeczenia. Jego uczucia były bardzo klarowne, nie miało już nic się zmienić. Starszy szukał potwierdzenia w zachowaniu kuzyna, że i on czuje podobnie.
Weszli do pokoju Kamila, na biurku młodszemu rzucił się w oczy wazon z przepiękną różyczką. Były to ulubione kwiaty chłopaka. Bartek pociągnął go na łóżko, uśmiechając się tajemniczo.
-Powiedz mi… Jakie są Twoje uczucia w stosunku do mnie? Chciałbyś spędzić ze mną resztę swojego życia? Zamieszkać ze mną…? –Zapytał niepewnie. Nigdy nie czuł się tak nieswojo, czekając na odpowiedź. Kamil musiał się zastanowić chwilę, kochał go, ale nie był pewien tego, co będzie dalej.
-Kocham Cię, to wiem… Co do reszty… Bartek daj mi czas, ja… ja nie wiem co się zdarzy, co będzie za kilka dni. Chcę być z Tobą i cieszyć się dniami, które spędzamy razem. Nie wymagaj ode mnie bym patrzył w przyszłość na całe moje życie… Przepraszam, takie są moje uczucia. – Nie spojrzał na starszego, by nie dostrzec zawodu na jego twarzy, który się objawił po jego słowach. Nie mógł podjąć decyzji o wspólnym życiu teraz. Owszem, byli parą, jednak wspólne mieszkanie to większa i poważniejsza decyzja, niż mogło by się wydawać.
Bartek ukrył rozczarowanie pod uśmiechem i zapewnieniami, że wszystko jest w porządku, oraz że da ukochanemu czas do namysłu. Nic innego nie przychodziło mu do głowy. Nie do końca spodziewał się takiej odpowiedzi, mimo że wiedział, że podjęcie takiego kroku to poważna decyzja. Nawet jeśli Kamil by się nie zgodził, kochał go i chciał jego szczęścia, a nie przekreślało to ich relacji… Przynajmniej miał taką nadzieję.
Z zamyślenia wyrwał go Kamil, atakując jego usta w czułym zbliżeniu, miał ochotę kochać się z nim i pokazać , że zależy mu na Bartku. Od pożaru wiele się zmieniło, w jego ciele, duszy i sercu. A już całkowicie w ich wspólnej relacji. Od momentu wyciągnięcia młodszego z płonącego domku, starszy pożałował bycia tak paskudnym bratem. Los pokarał go w bardzo bolesny sposób, nie oszczędzając też jego ukochanego. Dodatkowo, o mało przez swoją głupotę i potem uczucia, nie rozwalił swojej rodziny. Na szczęście to już mieli za sobą i teraz wszystko szło ku dobremu, byle brat się zgodził na zamieszkanie razem z nim…

Telefon dzwonił od dłuższej chwili nie przerwanie, wiercąc niewidzialną dziurę w głowie Igorowi. Dopadł go i odebrał.
-Halo?-Jego głos był zirytowany
-No siema Igor. Tu Twój najlepszy przyjaciel Bartek.
-No co Ty nie powiesz? -Dogryzł mu mężczyzna. -Spotkamy się we czwórkę? Dawno Was nie widziałem... i … stęskniłem się za... PIOTRKIEM! -Wykrzyknął wybuchając śmiechem.
-Skonczyłeś już?
-Nie... jeszcze nie... -30 sekund później-Ok... już dobrze. Słuchaj... nie wpadlibyście do nas z Piotrkiem? Trochę się nie widzieliśmy i można by obejrzeć jakiś film, wypić jakiś alkohol... czy coś...
-Spoko, kiedy mamy wpaść?
-W czwartek, wieczorem.
-Ok. To do zobaczenia w czwartek. -Powiedział Igor
-Na razie. -Rzekł Bartek i rozłączył się. Igor wrócił z kuchni do pokoju z obiadek dla swojego ukochanego kuzyna, który właśnie patrzył w okno. Jego wzrok lekko nie obecny oraz włosy beztrosko zasłaniające cześć twarzy, wskazywała na to, że myślał nad czymś intensywnie.
-kochanie... obiad podano. -Widząc że kuzyn nie reaguje, odłożył talerze i uklęknał za nim na łóżku, wtulił w siebie delikatnie i ucałował policzek. Trwali tak, przez dłuższą chwilę a Piotr oparł głowę o jego tors.
-O czym moje kochanie myśli tak intensywnie? -Zapytał w końcu starszy
-A.. tak jakoś... wspominam. -Odszepnął Piotrek. Chłonął zapach ukochanego upajajac się nim. Odkąd wrócił, uwielbiał być obok Igora często.
-Wiesz... po jutrze Bartek zaprosił nas do siebie, na ploteczki i tego typu. -Zaśmiał się chłopak
-Teraz na ploteczki mu się zebrało... -Również się roześmiał. -Cieszę się, że u nich wszystko dobrze.
-Ja również. U nas też jest dobrze... kochanie. -Odparł Igor, mocniej go tuląc do siebie. Policzek kochanka bardzo kusił go, musiał jeszcze raz dotknąć go ustami. Piotr uwielbiał tę pieszczotę i zamruczał słodko.
-Myślisz, że ojciec nas zaakceptuje?
-Nie mam pojęcia... -Powiedział szczerze starszy, miał duże wątpliwości, czy w 100 procentach będzie w stanie to przeżyć, ale jak na razie dawał sobie świetnie radę.

Po dłuższej chwili ich brzuchy zagrały marsza pogrzebowego, sądząc że już nigdy nie dostaną jedzenia, wtedy obaj stwierdzili, że trzeba coś przekąsić. Obiad przygotowany przez ich mamę pachniał wysmienicię, a smakował jeszcze lepiej. Już po pierwszym kęsie Piotr zamruczał na kurczaka w sosie śmietanowo-borowikowym z jego ulubioną szynką i ziemniakami. Kolejny i chłopak był ukontentowany. Uwielbiał jeść, a jego mama była dla niego bohaterem w kuchni. Igor czuł podobnie. Cocia gotowała wyśmienicie.
Jedli rozmawiając spokojnie i uśmiechając się do siebie co chwilę, szczęśliwi. Nagle ich troski zeszły na drugi plan. Po zjedzonym obiedzie rozłożyli się na łóżku, objedzeni, chcąc odpocząć przytulili się do siebie i delikatnie głaskali swoje torsy. Po dłuższej chwili zasnęli, czując się bardzo dobrze i bezpiecznie.

Kamil przytulał się do Bartka rozmyślając o wspólnym mieszkaniu. Nie był pewien swojej decyzji... Jego ukochany również przerabiał w głowie ten temat, czy aby nie za wcześnie zapytał brata o tak poważną sprawę. Postanowi załagodzić trochę wątpliwości chłopaka i zarosić go w jakieś romantyczne miejsce, gdzie mogliby razem spędzić miło czas.
-Kochanie... -Zaczął
-Tak? -Odparł łagodnie Kamil
-Pójdziesz ze mną na randkę dzisiaj? -Szepnął czule
-Naprawdę? Oczywiście, że tak. -Chłopak ucieszył się, uwielbiał wychodzić z ukochanym, zwłaszcza ostatnimi czasy, kiedy jego samoocena wzrosła. Dawno nie byli nigdzie tylko we dwóch, co trochę martwiło Kamila.
Dwie godziny później, szli łąką pełną kolorowych kwiatów, wdłuż której płynęła mała rzeczka. Było to ulubione miejsce młodszego z braci, przychodził tam, jeszcze przed wypadkiem, bardzo często.
Usiedli przy wielkim i przepięknym klonem jaworem, którego gałęzie rozpościerały się nad ich głowami, tworząc swoisty baldachim, a różnobarwne już liście, dawały drzewu niezwykły wygląd. Pomimo środka jesieni, było jeszcze dość ciepło i jeden koc w zupełności im wystarczył, ten na krórym się znajdowali. Bartek uśmiechnął się i objął ukochanego. Przez dłuższy czas trwali tak w ciszy, patrząc na rozpościerający się przed nimi widok. W oddali słychać było szum wody a lekki wietrzyk bawił się ich włosami.
-Tak dawno tu nie byłem- Odezwał się pierwszy Kamil. -Prawie zapomniałem jak tu wspaniale i cicho. Wziął głęboki oddech, a do jego nozdrzy dotarł zapach różnorakich kwiatów.
-Owszem, jest tu świetnie. Sam nie pamiętam, kiedy leniuchowaliśmy razem pod drzewem, chyba jako dzieci. -Odparł szatyn
-Cieszę się, że to wszystko jakoś się ułożyło... Za niedługo koniec ciężkiego roku, a my wyszliśmy z wielu spraw obronną ręką. -Powiedzał po chwili blondyn
-To prawda, wydarzyło się wiele złych rzeczy, jednak dzięki temu, przyszło wiele dobrych. Pogodziliśmy się, jesteśmy razem... Po wypadku nie ma śladu, a winowajcy dostali to, na co załużyli.
Godziny mijały a oni rozmawiali o różnych prozaicznych rzeczach, oraz szeptali sobie słodkie słówka, jak wszyscy zakochani. Pocałunkom i przytulankom nie było końca. Nie zwrócili uwagi, jak zaczęło szarzeć, a słońce powoli zachodziło.
-Chyba powinniśmy się zbierać. Robi się zimno i ciemno. -Szepnął Bartek
-Masz rację, kochanie. Chodźmy. -Wstali i skierowali się do domu, trzymając za ręce. To była bardzo udana randka dla obu chłopaków, pełna czułości i zwykłego bycia razem, tylko we dwoje. Wyjścia, takie jak to, żbliżało ich do siebie jeszcze bardziej.

Kiedy wrócili do domu, rodziców jeszcze nie było. Bartek sprawdzając dopiero komórkę, odczytał smsa „Kochanie, wracamy jutro, rodzice poprosili, żebyśmy zostali. Kocham, mama.” Uśmiechnął się i przekazał wiadomość ukochanemu.
-Rodzice przyjadą dopiero jutro. Zostali u dziadków na noc.
-Fajnie dla nich. Jestem cholernie zmęczony, położę się chyba...-Stwiedził chłopak.
-Położę się później z Tobą dobrze? -Bardziej powiedział, niż zapytał Bartek
-Ok, wiesz, że lubię się tulić. Dobranoc.
-Śpij dobrze Skarbie. -Odparł szatyn. -Kamil poszedł na górę, wziąć krótki prysznic i zagłębił się pod cieplutką kołdrą. Po chwili zasnął.
Bartek przyszedł do jego łóżka dwie godziny później. Przez cały czas rozmyślał nad ich relacją i zamieszkaniem. Nie był do końca pewny tego, czy dobrze zrobił proponując to chłopakowi. Teraz mógł już tylko czekać na jego odpowiedź, ale coraz mniejszą miał nadzieję, że jego ukochany się zdecyduje na ten krok.

Tymczasem u Piotrka i Igora dzień minął o dziwo dobrze. Ojciec jeszcze nie zamierzał z nimi rozmawiać o ich związku, wciąż zły na zniknięcie chłopaka. Mama z kolei skłonna mu była wybaczyć szybciej niż jej mąż. Na terapii małżeńskiej nauczyła się, że nie można nikomu na siłe narzucać swojego zdania i że mężczyzna musiał wychamowac swój gniew. Jej synowie mieli wobec tego czas tylko dla siebie, który wykorzystali najlepiej jak umieli.
Cały prawie dzień grali na konsoli, przytulali się do oraz pieścili i całowali. Nie chcieli zostać rozdzieleni. Piotr myślał też, nad tym kiedy przewieść swoje rzeczy z poprzedniego mieszkania, oraz kota, który teraz przebywał u jego przyjaciółki, do domu.
-Naprawdę kochanie, masz kotkę? -Zapytał w końcu Igor, nieco zdziwiony.
-Tak. Trikolorkę, ma pyszek czarno rudy na połowę, a brzuszek biały. Jest cudowna, polubisz ją na pewno.
-Kiedy chciałbyś się przeprowadzić tutaj z powrotem? -Zapytał Igor
-Nie wiem jeszcze, Amber na razie może zostać u mojej kumpeli, ale już tęsknie za nią bardzo. Myślę, że jak tacie przejdzie, pożyczę od niego samochód.
-Nie ma mowy, że sam to będziesz robić. Pomogę Ci i Skarbie, ja prowadzę.
-Trollu jeden -Roześmiał się jego kuzyn, atakując jego usta w czułym, acz zaborczym pocałunku. Ich języski splotły się natychmiast, walcząc o dominacje w tym bliżeniu, zapraszając nazwajem do tańca i trac o siebie niemiłosiernie. Piotr jęknął w wargi ukochanego, wtulając w jego ramiona swoje ciało mocniej.
-Kochany... -Westchnął Igor. - Rodzice są w domu... -Szepnął
-I co z tego? -Odparł chłopak, napierając na jego usta raz jeszcze
-To, że ojciec się wścieknie, jak nas nakryje... nie chcę kolejnej awantury. -Powiedział w końcu, odrywając od siebie zawiedzionego kuzyna.
-Nie rozumiem tego, dlaczego nie możemy się zachowywać normalnie w naszym własnym domu?
-Bo będzie afera. Tata musi to przetrawić, a jeśli nas usłyszy, to będzie katastrofa. Jutro wyjeżdżają... Wytrzymajmy... Proszę...
Piotrek jęknął i odsunął się od ukochanego, był zawiedziony, bardzo chciał dzisiaj znów złączyć się z nim w jedność. Uwielbiał bzykanie z tym facetem, który wyrywał z jego spragnionego ciała błagalne jęki. Wstał
-Jak tam sobie chcesz... Idę spać. -Powiedział sucho, zostawiając kuzyna samego. Następnego dnia mieli iść do Bartka i Kamil, znając pewnie zostaną na noc i tyle z ich igraszek. Obrażony na cały świat poszedł się najpierw myć a potem spać.
Dawno już wciągnięty przez krainę morfeusza, nie poczuł nawet jak silne ramie oplata go wokół talii a tors przytula się do pleców, usta wypowiadają krótkie
-Kocham Cię skarbie. Śpij dobrze. -Po chwili Igor również odpłynął w spokojny i miekki sen.

Następny dzień nie zaczął się zbyt dobrze, Piotrek obrażony na cały świat, warczał na wszystkich domowników, nie oszczędzając w tym swojego faceta, który po kilku godzinach okropnego zachowania chłopaka fuknął na niego
-Ogarnij się, wkurzają mnie Twoje humory. Zachowujesz się jak małe dziecko.
-Może mam powód... cały ten pieprzony dom mnie wkurwia. Nie można nawet spokojnie się pieprzyć, bo „będzie awantura”. -Prychnął zirytowany. -Mam dość, nie ma tu żadnej swobody! -Dodał, prawie krzycząc
-Kurwa! Robisz aferę o jeden seks! To nic nie zmienia, obiecałem Ci, że dzisiaj będziemy się kochać! Nie rozumiem więc, w czym problem!- Odpowiedział, ledwie panując nad sobą. Piort roześmiał się kpiąco i warknął
-Dzisiaj? Zapomniałeś, że idziemy do naszych przyjaciół? Pewnie zostaniemy na noc! Chcesz się bzykać przy nich?
-Jakoś przy rodzicach Ci nie przeszkadzało! -Odpowiedział Igor.
-Wiesz co? Idź do diabła! -To mówiąc młodszy kuzyn wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami, zostawiając zdenerwowanego i smutnego kochanka samemu sobie.
W ogrodzie ochłonął nieco, a emocje wychamowały, faktycznie nie był przyzwyczajony do obecności innych, przez rok mieszkał przecież sam, ale nie potrafił też przeboleć, że nie może być ze swoim kochaniem blisko, wtedy kiedy chce.
Po godzinie wrócił do domu, nie widząc w kuchni Igora, udał się do pokoju. Jego kuzyn siedział przy oknie, na parapecie, patrząc w dal. Było mu bardzo przykro, bo bardzo chciał akceptacji ze strony wujka, żeby jego kochanie nie miało problemów, przynajmniej w domu. Jak miał wytłumaczyć blondaskowi, że takie były intencje? Skończyły mu się pomysły.
Piotrek po chwili przyglądania się postaci, podszedł i objął swoimi ramionami jego plecy, tuląc się.
-Przepraszam -Szepnął. -Nie potrafię wytrzymać bez Ciebie zbyt długo. -Szepnął
-Prosiłem o jeden dzień... -Westchnął mężczyzna. -Nie chcę, żebyś w domu miał piekło przez nasz związek. Tak trudno to zrozumieć?
-Wiem, naprawdę to rozumiem. Nie powinienem reagować tak nerwowo. -Odparł
-Nie tylko Ty tu nawaliłeś. Mogłem najpierw Cie zapytać, czy chcesz iść do nich... Również Cie przepraszam. -Odwrócił się i musnął delikatnie usta kochanka, który wtulił się w niego od razu. Trwali tak chwilę w czułym pocałunku i swoich ramionach, wybaczając sobie tę sprzeczkę.
Po godzinie już wszystko było dobrze, a obaj mruczeli do siebie słodkie słówka i wymieniali całusy raz po raz, uśmiechając się do siebie.

Z kolei u Bartka i Kamila w domu, przygotowania do spotkania trwały od samego ranka. Rodzice mieli wyjechać znów, tym razem na długi weekend z przyjaciółmi, więc dom był pusty. Wystarczyło posprzątać, zrobić jedzenie i...wyrobić się do następnej randki, o której szatyn jeszcze nie powiedział ukochanemu.
-Nie przewróćcie chałupy do góry nogami, dobra? -Powiedział ojciec na odchodne. Mam uśmiechnęła się i wsiadła do samochodu
-Bawcie się dobrze. Wracamy w poniedziałek. -I tyle ich widzieli. Od razu obaj zabrali się za porządkowanie domu, a potem Bartek pojechał po zakupy.
W tym samym czasie jego ukochany oporządził dom do stanu wręcz idealnego, jak na standardy ich rodzicieli i odetchnął z ulgą. Było jeszcze bardzo dużo czasu, do przyjścia przyjaciół, zastanawiał się więc, co poza jedzeniem, będą robić.
-Kotku, wróciłem-Krzyknął szatyn stojąc w drzwiach. Chłopak od razu poszedł mu pomóc, wziął część siatek.
-Dużo tego... -Stwierdził
-Wiesz przecież, jak szybko się żarcie rozchodzi...
-Tak.. wiem... sam jesz najwięcej-Roześmiał się
-Draniu jeden... -Zawtórował mu mężczyzna. Poszli do kuchni, przygotowywać poczęstunek. Uwinęli się z tym w godzinę, przy akompaniamencie śmiechów i czułych przytulanek, kilku całusów, a właściwie kilkudziesięciu.
-No skończone -Rzekł dumny Kamil, patrząc na chipsy, tortille zawijane z warzywami i mięsem, ciasto oraz duże ilości coli. Wódka i wino leżało na drugim blacie, przy zlewie, a kieliszki i kubki były już w salonie.
-Owszem... Wiesz kochany, mamy jeszcze trochę czasu, więc może poszlibyśmy na kawę, do mojej ulubionej kawiarni co?
-Bardzo chętnie. -Ucieszył się, bardzo. Kolejne wspólne wyjście, tylko we dwoje.

Weszli do przytulnej kawiarni, z lekko przyciemnionym wystrojem, dającym dużo intymności. Skierowali się do stolika wgłębi sali, uśmiechając się do kelnerek. Bartek odsunął kochankowi krzesło by ten usiadł, po czym sam usadowił się wygodnie.
-Dzień dobry, co podać? -Zapytała ładna brunetka
-Dwie latte i ciasto czekoladowe. -Odpowiedział szatyn. -Chyba że wolisz coś innego?
-Nie... wiesz doskonale co lubię. -Odparł blondyn. Kobieta po chwili odeszła a oni pogrążyli się w rozmowie.
-Jak myślisz, co u chłopaków?
-Myślę, że wszystko w porządku, -odparł mężczyzna -bardzo się stęsknili za sobą.
-To prawda, my chyba za szybko Piotrkowi wybaczyliśmy... Ale w sumie po co go dłużej męczyć.
-Nie jesteś zły na niego? W końcu to Twój przyjaciel, olał Cię na rok.
-Nie do końca. Napisał mi list... wiesz, jak było między nami źle, też chciałem uciec... -Wyznał Kamil
-Nie wiedziałem... Gdyby nie ten wypadek, straciłbym Cię. -Powiedział smutno Bartek.
-Kochanie... nie straciłeś, nie myślmy już o tym, dobrze?
-Masz racje, wolę się cieszyć, że Cie mam-Uśmiech rozpromienił jego twarz, a oczy zaglądały w te drugie z czułością i wielką miłością.

Dochodziła siódma i dwóch mężczyzn szykowało się do wyjścia do swoich przyjaciół. Już w zdecydowanie lepszych nastrojach, pakowali jedzenie i alkohol a także napoje, mając zamiar jechać samochodem. Oczywiście padło na Igora, że miał nie pić, ewentualnie postananowili wrócić piechotą.
-Gotowy? -Zapytał Igor, uśmiechając się do kuzyna, wchodząc do domu, kończąc pakować przekąski do bagażnika.
-Tak. -Odparł Piotrek, podając mu ostatnie rzeczy. Znów był szczęśliwy, a o ich konflikcie już nie pamiętał
-Bosko wyglądasz, jak młody Adonis. -Powiedział urzeczony chłopak.
-Oj nie przesadzaj, Ty też wyglądasz wystrzałowo. -Odpowiedział uśmiechając się i cmokając czule wargi ukochanego.
Już po chwili byli w drodze.
Po pół godziny sytuacja z jedzeniem i piciem była opanowana a dwie pary siedziały na kanapie śmiejąc się i żartując.
-Powiedz Kamil, -zagadnął Igor -Strasznym zrzędą jest ten Twój facet co?
-Jasne... nie dopieszcza mnie, drań jeden -Odparł blondyn
-Proszę? Jak to Cię nie dopieszczam, trollu mały? -Żachnął się szatyn
-hahaha, a mój to mi seksu odmawia -Stwierdził Piotrek. -Od dwóch dni nie kochałem się z nim...
-Znaczy się starzeje -Skwitował go przyjaciel i się roześmiał. Cała reszta popatrzyła na niego i również wybuchnęła nagłą falą wesołości
-Panu już wódki starczy. -Rzekł jego partner. -Igor jest w moim wieku, a ja nie czuje się dziadkiem.
-No widzisz ? Mówiłem że zrzęda! -Odparł blodnyn
-Ja tam się stary nie czuję-Oburzył się ukochany Piotra. Kolejny litr wódki został polany a cała czwórka zaczęła się przekrzykiwać i w ogóle nie zwracała uwagi na film, który leciał w tle.

Około północy dwóch kochanków wracało do domu, objedzonych i bardzo zadowolonych ze spotkania. Rozmawiali i śmiali się, wymieniając uwagi o drugiej parze. Po pół godziny byli w domu, zmęczeni, lecz w wyśmienitych humorach. Od razu udali się do salonu, by położyć się na kanapie. Zanim jednak doszli w zrobili ścieżkę ze swoich ubrań, która już od przedpokoju ciągnęła się w głab pomieszczenia, do którego zmierzali, a ich właściciele całowali się namiętnie, nie zwracając uwagi na nic.
-Kochanie... um... masz gumkę? -Szepnął Piotrek, na chwilę odrywając się od ciała, nagiego już kochanka.
-Mam... chcesz ją użyć? -Odpowiedział znów całując go pośpiesznie.
-Nie wiem... -Wylądowali na łóżku, Igor na górze. Mężczyzna zaczął nieśpiesznie badać szyję partnera, swoimi ustami i językiem. Powolutku schodził na jego obojczyk, kąsając go i liżąc spokojnie, po chwili przeniósł się na tors, wodząc po nim palcami i robiąc mokre ślady, zmierzając ku sutkom, zatrzymując się przy nich dłużej.
-Skarbie!-Jęknął chłopak -Nie dręcz mnie już...
-Jeszcze chwilkę, bądź grzeczny. -Ręka Igora powędrowała na krocze i ścisnęła kuszącą męskość kochanka, drażniąc ją poruszając po całej długości. Piotr jęknął na tą pieszczotę i wygiął w łuk. Po chwili słodkich tortur nie wytrzymał i zrzucił ukochanego z siebie. Zaskoczony mężczyzna wylądował na drugim końcu kanapy a partner usiadł mu na biodra.
-Teraz ja tu rządze -Powiedział drapieżnie
-Chciałbyś, zaraz...Ci...-nie dokończył, bo chłopak uniósł biodra i nabił się na jego sterczącą męskość z jękiem bólu i jednocześnie rozkoszy. Znieruchomiał na kilka sekund po czym powiercił się na nim i kiedy dyskomfort się zmieniejszył, zaczął się poruszać. Igor chwycił jego pośladki, nadal oszołomiony, nie pozwalając mu na nic więcej.
-Zwariowałeś? -Szepnął -Zrobisz sobie krzywdę...
-Nic nie szkodzi... Po prostu Cię pragnę. Bzykajmy się, wyliżesz mi potem... -Odparł namiętnie młodszy kochanek. Uwielbiał świntuszyć w łóżku.
Po chwili wpadli w znany sobie rytm, przy akompaniamencie rozkosznych jęków i westchnień. Piotrek opuszczał się najpierw powoli, po jakimś czasie przyśpieszając. Jego ukochany pomagał mu się poruszać, potęgując ich doznania. Jego męskość umiejętnie drażniła prostatę, na co młodszy chłopak ochoczo jęczął, coraz głosniej i donośniej
-Ja... ja zaraz... dojdę....-Jęknął
-Ja też... -Odparł Igor... -Chwycił jego męskość, pośpiesznie mu obciągając, swoim członkiem celnie uderzając w prostatę. Po krótkiej chwili mięśnie młodszego męzczyzny zamknęły w żelaznym uścisku penisa starszego, a okrzyk rozkoszy oznajmił światu że doszedł.
-IGOR! -Kilka pchnięć później drugi kochanek osiągnął spełnienie, jęcząc przeciągle.
Leżeli przytuleni odpoczywając, co jakiś czas całując się delikatnie.
-To było cudowne... -Szeptał młodszy -Bosko, nieziemsko...
-Nie za ostro?
-Idealnie się mną zająłeś. Kocham Cię.
-Ja Ciebie też, mój skarbie. -Odpowiedział jego kuzyn. Zasnęli szczęśliwi i zaspokojeni, obiecując sobie, że jak tylko odbiorą samochód od chłopaków, to pojadą po rzeczy Piotrka.

W tym samym czasie druga para sprzątała po imprezie. Zostało bardzo dużo jedzenia i picia, mimo że wódka lała się bez przerwy, również dużo jej zostało.
Przez dobre 20 minut zajęło im uporanie się z chowaniem i przestawianiem rzeczy w lodówce.
-Nareszcie, skończyłem. -Powiedział Kamil.
-Ja również. Czekaj, jeszcze ta wódka do zamrażalnika. -Odparł jego partner. Po chwili, kiedy trunek już się chłodził, mężczyzna objął ukochanego w pasie, tuląc się do jego pleców.
-kocham Cię, wiesz o tym?
-Wiem, Skarbie. -Odparł blondyn. -Ja Ciebie też... tak sobie pomyślałem.. chciałbym z Tobą zamieszkać...ale, jeszcze nie teraz. Dajmy sobie czas, dobrze?
-Jesteś pewien?
-Tak. -Odparł stanowczo. Bartek, szczęśliwy jak diabli, porwał ukochanego w ramiona i okręcił się z nim wokół własnej osi. Po chwili całował namiętnie brata, delikatnie zapraszając jego język do wspólnego tańca. Oba narządy splotły się ze sobą w spokojnym tańcu, stworzone dla siebie idealnie. Przenieśli się na kanapę, która była najbliżej.
-Chcę się z Tobą kochać. -Szeptał rozgorączkowany szatyn, zdejmując mu koszulkę.
-Ja... też. Bardzo. -Pomagał ukochanemu ich rozbierać, równocześnie dając mu dostęp do swojej szyi i torsu, który chłopak całował. Pieścił ustami każdy skrawek ciała blondyna, nie pozostawiając sutków bez uwagi, liżąc je i ściskając, co jakiś czas podgryzając różowe supełki, wyrywając z ust młodszego jęki i westchnienia.
Jego język schodził coraz niżej, z podbrzusza na męskość, zostawiając ją na chwilę, bardziej interesowały go teraz pośladki i skarb między nimi. Kamil wydał głośny okrzyk przyjemności, kiedy narząd ukochanego zaczął trzeć o jego dziurkę, a ślina zostawiała mokre ślady.
-Co... Ty? Ah!
-To bardzo przyjemne, prawda? -Wymruczał szatyn. - Rozluźnij się, kotku. -Powrócił do pieszczoty i po chwili wsunął język do środka, sprawiając tym ból i rozkosz ukochanemu. Przytrzymał biodra młodszego kochanka i zaczął nieśpiesznie zabawiać się z jego odbytem. Jękom i piskom nie było końca, w końcu jednak pieszczota została przerwana, by śliskie od oliwki palce, mogły zagłębić się w tym ciasnym tunelu. Usta same zaatakowały męskość blondyna a pierwszy palec zaczął zagłębiać się we wnętrzu chłopaka. Po chwili swobodnie wszedł, drugi a potem trzeci. Młody jęczał i wił się pod tymi cudownymi zabiegami.
-Pocałuj... chodź tu do mnie... -Szeptał. Wtedy jego dziurka opustoszała i została zastąpiąna penisem, wchodzącym w niego jednym, szybkim pchnięciem.
Krzyk Kamila, otrzeźwił mężczyznę na tyle, by niezruchomieć, dając mu czas na przyzwyczajenie się do niego. Usta zaatakowały usta w zapierającym dech w piersi pocałunku, który odwrócił uwagę od niechcianego intruza.
-Już... możesz...-Wychrypiał i poczuł pierwsze pchnięcie, a potem kolejne i jeszcze jedno...
Kochali się bardzo powoli i czule, rozkoszując swoim dotykiem i bliskością. Ich usta splatały się co jakiś czas w zaborczym i namiętnym pocałunku, a ciała ocierały się o siebie niespokojnie.
-Przyśpiesz... troszkę, dobrze? -Szepnął Kamil. Nie trzeba było Bartka dwa razy prosić, mężczyzna zrobił to o co prosił kochanek i już po chwili jego penis drażnił z większą mocą prostatę młodszego partnera, którego jęki przerodziły się w okrzyki przyjemności.
-Wygodnie Ci?-Szepnął szatyn
-Bardzo... ja już zaraz...
-Dojdź słodki... -To mówiąc znów przyśpieszył, sam czując się na granicy rozkoszy.
Kamil doszedł wykrzykując imię ukochanego, zabierając ze sobą chłopaka, którego penis uwięziony w ciasnym kręgu, zaczął drgać i wypuszczać ciepłą spermę głęboko w jego wnętrze. Spleceni ze sobą właśnie dokonali aktu przypieczętowania ich wielkiej miłości, a zakochani niezwykle zmęczni mogli w różowej chmurce rozkoszy kontemplować ich zbliżenie.
Po dłuższej chwili dochodzenia do siebie w ciszy, pierwszy odezwał się blondyn
-To było cudowne, kochanie... dziękuje.
-Ja również. Kocham Cię.

-Ja Ciebie też.  

wtorek, 17 grudnia 2013

Nowe życie rozdział 15

Wreszcie, udało mi się coś napisać dalej. 
Pewie wielu z Was nie spodoba się ten rozdział, ale cóż poradzić. 
Chwilowo nie mam kontaktu z moją betą, dlatego rozdział jest nie poprawiany. Jak beta mi sprawdzi, to go podmienie. ;)
Mam pewną, mam nadzieję dobrą wiadomość. Na tym jak i na nowym blogu/no starym... ale aktywowanym z powrotem, postaram się przez świeta dodać kilka nowych rozdziałów, z nowych opowiadań. Mam już zaplanowane 4 na kontynuacje po nowym roku, ewentualnie w ciągu przerwy świąteczno-noworocznej. A poniżej link do niego:
Ps.
Wracam do opisywania, co robią komentarze, dawno tego nie robiłam. W tym momencie komentarze się nudzą, bo nikt prawie ich nie używa! 
Wersja podmieniona, betowana przez Mariko
A teraz zapraszam. 

Obudził się zlany potem, nie rozumiejąc co się właśnie stało. Spał, ale czy to na pewno był sen? Czy właśnie okazało się, że miał brata, a cały ten magiczny świat był o wiele bliżej niego, niżby miał ochotę?
- Coś się stało, Skarbie? - Szepnął El, czując, że ukochany poderwał się z łóżka.
- Miałem... śniło mi się... Jaki jest dzisiaj dzień? - Pytał, łapiąc się ostatniej deski ratunku dla nadziei, jaka kiełkowała w jego sercu.
- Sobota, Skarbie, czwarta trzydzieści nad ranem - Odpowiedział łagodnie demon.
- Oooh… - Westchnął. - Proszę... zajrzyj do mojej głowy, ten sen był aż za realistyczny... Ja… chciałbym w to uwierzyć.
- Dobrze. - El zaczął spokojnie wertować głowę ukochanego, czytając jego myśli i łapiąc wycinki ze snu. Alan czuł przy tym coś w rodzaju mrowienia, jednak nie było to nieprzyjemne uczucie. Demon robił to na tyle delikatnie, że nie sprawiało mu to bólu.
Po kilkunastu minutach, zdających się być wiecznością, odezwał się.
- Kochanie... to nie wydarzyło się naprawdę. To był tylko cholernie realistyczny sen... –Szepnął. Bardzo martwiła go reakcja chłopaka. Alan zachował jednak powagę, nie rozpłakał się, ani nie zaczął krzyczeć. Po prostu siedział dalej, zdziwiony lekko całą sytuacją.
- Wiesz, to znaczy, że moi rodzice są naprawdę bezduszni. A Seiki... Dlaczego mi się śniło, że wcześniej go poznałem? - Zapytał zdezorientowany.
- Nie mam pojęcia, naprawdę. Myślę, że po prostu za bardzo przejmujesz się tym wszystkim. Na dodatek nie wiesz prawie nic o świecie, którego jestem częścią. Rano wszystko Ci wytłumaczę... - Przytulił chłopaka, głaszcząc go delikatnie po plecach. Po chwili także Sei wtulił się w plecy ukochanego a skrzydła Ela otuliły ich, dając schronienie i poczucie bezpieczeństwa.

Rano jako pierwszy obudził się Seiki, chociaż daleko mu było do bycia wypoczętym. Wyplątał się z ramion (i skrzydeł narzeczonych) i poszedł do łazienki załatwić potrzeby oraz umyć zęby. Po 15 minutach był już w kuchni i wdychał zapach świeżo parzonej kawy. Sam jej aromat potrafił obudzić go z najgłębszego snu. Na patelni skwierczała cebulka i wędlina. Od kilku dni chłopak marzył o jajecznicy. W końcu postanowił ją zrobić, lecz nie tylko dla siebie, ale i dla ukochanych.
Cały czas myślał o swoim życiu tutaj, o szczęściu jakie znalazł i troskach, jakie się pojawiły. On sam pojawił się tu przecież znikąd, nawet nie tłumacząc Alanowi kim tak właściwie jest oraz co tutaj robi. Miał zamiar odebrać chłopakowi Ela, lecz teraz - teraz nie wyobrażał sobie życia bez niego – bez nich obu. Powinien być zazdrosny naprawdę powinien, jednak jej nie czuł. Kiedy patrzył na demona i ich kochanka, właściwie to już narzeczonego, ciepło rozlewało się w jego sercu, które przyśpieszało swój rytm. Skąd mógł wiedzieć, że decyzja o popsuciu mu życia i odebraniu Ela, okaże się najlepszą jaką kiedykolwiek podjął. Z tych rozmyślań wyrwały go ciepłe ramiona owijające się wokół jego szyi.
- O czym myśli mój ukochany przyszły mąż? - Głos Alana był melodyjny, a zapach jego ciała bardzo przyjemny. Seiki uwielbiał, kiedy chłopak był obok niego, roztaczał wtedy niepowtarzalną woń cytrusów i feromonów, połączonych z delikatnym piżmem. Ta mieszanka była dla niego wprost idealna.
- O nas, o mnie... o wszystkim. Muszę chyba coś wyjaśnić... -Westchnął.
- Co Was tak naszło? El też musi mi coś dzisiaj wyjaśniać. Kochanie?
- Przyszedłem znikąd, zamieszkałem u Ciebie, nic o mnie nie wiesz, a przecież jesteśmy zaręczeni. Sam chyba uważasz, że powinienem co nieco wytłumaczyć, dopowiedzieć, opowiedzieć, co nie?
- Ano. Racja...Tak szczerze mówiąc, o Elu też za dużo nie wiem... o demonicznej naturze, świecie, w którym żyje... - przyznał się Alan.- Ale... jakoś mi to nie przeszkadzało, by się w Was zakochać. - Dodał szybko i szczerze.
- Wiem, kochanie. Ale to nie jest fair, zwłaszcza, że ślub naszej trójki będzie dość... specyficzny.
- Co masz na myśli? - Zapytał chłopak, po dłuższej chwili zastanowienia.
- Dowiesz się, za niedługo. Ja sam nie bardzo to jeszcze rozumiem...
Po kilku minutach Seiki przypomniał sobie o jajecznicy, ale na szczęście patelnia była na małym ogniu i ani cebula ani szynka się nie przypaliły. Szybko rozbił jajka do miseczki i dodał przyprawy z mlekiem. Już po chwili, akurat kiedy do jasnej kuchni wszedł El, jajecznica smażyła się, skwiercząc, kiedy chłopak maltretował ją drewnianą łopatką.
- Co tak ładnie... oooo, jajecznica! – Ucieszył się mężczyzna, który uwielbiał potrawy przygotowane przez ukochanego. Właściwie, nawet mógłby zjeść najgorsze świństwo, gdyby któryś z jego kochanków je ugotował. Ale wolał się do tego nie przyznawać.
- El... - Odezwał się Alan. – Nakarmiłeś już Lucasa? - Dzisiaj Twoja kolej...
- O cholera! Zapomniałem! – Dopiero po chwili to do niego dotarło. - Już idę, tylko zjem...
- Jak zjesz, to on już może się wynieść z naszego mieszkania, albo strzelić focha, że zapomniałeś jego pajęczej wysokości wrzucić jedzenie. Szkoda by było, gdyby Twoje kochanie nie dało się dotknąć przez jakiś czas... hm... do ślubu na przykład, nie sądzisz? -Powiedział to z całkiem niewinną miną. Sei aż się odwrócił z wrażenia.
- Tak, oczywiście kochanie. Już biegnę...
- Boże, El, nie! Miałbym Alana tylko dla siebie, przez najbliższy rok...! -Wykrzyknął uradowany. Demon zmrużył oczy, imitując mordercze lasery, i wyszedł pośpiesznie z kuchni.
- Chamie... ROK? Serio? - Udał oburzenie. - Jak mnie nie poślubicie w ciągu miesiąca, to zacznę się zachowywać jak kobieta w ciąży.
- Jaki szantaż… Nie nadużywaj tego, bo wezmę z Ciebie przykład, albo, co gorsza El to zrobi i co wtedy?
- Eeee... - Zamyślił się. Wyobraził sobie mężczyzn w takich rolach i od razu zrezygnował ze swojej tajnej broni. - Masz rację. Nie będę tak robił...zbyt często. Chociaż, jako kobieta w tym związku, mam prawo zachowywać się raz w miesiącu jakbym miał okres... Albo raz przez dziewięć miesięcy.
- Uważaj, bo ja też mógłbym... Kochanie... głowa mnie boli... - Zaczął naśladować kobietę, wysokim głosem i gestami dodając sytuacji komizmu.
- Te, kobieta, uważaj, bo Ci się jajecznica spali.- Odburknął Alan rozbawiony.
- O Boże! Moja jajecznica! - Udał kobiecy lament i ściągnął patelnię z kuchenki. - El, skarbie, rusz swój zgrabny tyłek do kuchni, śniadanie podano! - Krzyknął, a po chwili zza rogu wyłonił się demon.
- Ej, a ręce umyte? - Zapytał najmłodszy.
- Tak, umyte. Bosz, jeszcze się z nim nie ożeniłem, a już zachowuje się jak zrzęda. –Westchnął. - Obiecaj mi, Sei, że Ty taki nie będziesz.
- Zastanowię się. - Roześmiał się. Alan łypał na nich groźnie przez chwilę. Jednak nie dał rady się nie roześmiać, troski na chwilę odeszły, a miły poranek z jajecznicą i narzeczonymi oraz kawą, był tym, czego chłopak potrzebował najbardziej.
- Śmiejcie się, śmiejcie. To wasza wina. Nie zajęliście się mną dzisiaj jak trzeba. Niedopieszczony Alan, to zrzędliwy Alan. – Choć powiedziane pół żartem, pół serio, coś w tym było, jednak widok pustego miejsca w łóżku, tam, gdzie powinien leżeć Seiki szybko wyciągnęło najmłodszego spod pierzyny. Choć ramiona i skrzydła Ela były ciepłe i przyjemne, czegoś jednak mu brakowało. Drugiej pary tulących go rąk, oddechu na szyi i ust, które całowały go z taką pasją. Kiedy nie mógł być z nimi, najlepiej w łóżku, tuląc się i kochając, robił się marudny. Coraz bardziej uzależniał się od tych dwóch par rąk, warg, penisów, pieszczących go w tak idealny sposób.

Śniadanie minęło im w przyjemnym nastroju, tak samo jak kąpiel, podczas której pieszczotom i pocałunkom nie było końca. Ukochani Alana sprostali zadaniu zaspokojenia ich narzeczonego i po mniej więcej półtorej godzinie siedzieli na kanapie, chcąc poważnie porozmawiać.
- Dobrze, skarby Wy moje, to czekam na to, co mi chcecie powiedzieć. - Rozsiadł się pomiędzy nimi, tak, by być blisko obojga ukochanych. Wydawało mu się, że to spowiedź i w rzeczywistości po części tak było.
- Mogę zacząć? - Seiki chciał mieć to już z głowy. Zamierzał powiedzieć mu wszystko.
- Oczywiście, Kochanie. - Odpowiedział El, a Alan dalej czekał. Nie była to łatwa część programu, bo Sei nie lubił o sobie mówić, ale nie miał innego wyboru.
- Może zacznę od początku. Nie mam nic wspólnego ze światem magicznym, poza Elem i Mini. Poznaliśmy się w przedszkolu, byliśmy nierozłączni, całą trójką. Moi rodzice przeprowadzili się ze mną do tego miasta, kiedy miałem 2 lata. Moja mama jest nauczycielką matematyki, a tata biznesmanem, mamy dużo kasy, dlatego często ludzie chcieli się ze mną zadawać z czystej chciwości. Dlatego też staram się unikać tego typu ludzi.
Kiedy ja i El byliśmy w podstawówce, dowiedziałem się, kim jest jego rodzina. Nie miałem nic przeciwko. Sam chciałem być demonem, albo aniołem, bardzo mnie to wszystko kręciło. El obiecał kiedyś, że jak będziemy dorośli, weźmiemy ślub i na stałe będę związany z jego światem. Rzeczywiście w liceum zaczęliśmy być ze sobą... Nawet... - tu bał się trochę reakcji młodszego. - Zaręczyliśmy się. Jednak nie trwało to długo, ponieważ w pewnym momencie przestaliśmy się dogadywać. Wtedy El ze mną zerwał. Pomimo kilku związków, cały czas kochałem jego. Skończyłem szkołę i nasze drogi się rozeszły. Znalazłem pracę. Nie poszedłem na studia, nie chciałem. Wolałem pracować, założyć własną firmę, zresztą ojciec chętnie by mi pomógł.
Po kilkunastu miesiącach od zakończenia szkoły, może po jakiś trzech latach, wpadłem na Ela w pubie. Rozmawialiśmy i uczucie odżyło, jednak wtedy nie było już mowy o byciu razem. Dopiero jakiś czas później dowiedziałem się od Mini, że jesteście razem. I postanowiłem Ci go odbić. Resztę już znasz... - Zakończył swoją opowieść.
- Poczekaj... skąd się przeprowadziłeś? Jak masz na nazwisko, przede wszystkim? Dlaczego nie powiedzieliście mi, że byliście zaręczeni? - Pytania odnośnie historii Seikiego tłukły się po głowie Alana w zawrotnym tempie.
- Z Seulu, mój ojciec jest Koreańczykiem, mama Japonką. Jung, Seiki Jung. Imię dała mi moja mama. Rodzice nie protestowali, kiedy powiedziałem im, że się wyprowadzam. Wiedzą o nas. Całej naszej trójce. Na początku tata źle to przyjął, jednak przeszło mu i teraz jest już dobrze. Chcę pomóc w budowie domku dla nas, byśmy mogli tam razem zamieszkać. -Spojrzał na ukochanego z obawą.
- To rozumiem, ale zaręczyny... w liceum... - Nalegał chłopak.
- Nie wiem, to przeszłość, po jakiego groma o tym mówić. Byłbyś szczęśliwy, gdybym wparował mówiąc „hej, jestem byłym narzeczonym Ela, chcę Ci go odebrać”? -Zapytał retorycznie. -Wiem, że moja obecność i tak Cię irytowała. Stwierdziliśmy potem, że źle mógłbyś się czuć, gdybyś wiedział. Przepraszam. - Westchnął. Alan miał prawo być zły i bardzo z tego prawa korzystał.
- Nie myślcie sobie, że nie spotka Was za to kara. - Burknął. - Jestem na Was zły i przez trzy dni mnie nie dotkniecie...
- Ale... kochanie... – Zaprotestowali.
- Phi, tydzień. - Dodał z naciskiem. Mężczyźni zrozumieli, że nie ma sensu dyskutować. Mieli jednak nadzieję, na złagodzenie kary, na przykład do miesiąca dyżuru przy naczyniach albo czyszczeniu łazienki i toalety. Jednak Alan wybrał najbardziej surową z nich wszystkich. Ale lepsze to od nie odzywania się lub bycia obrażonym... Przynajmniej wiadomo było, że mu przejdzie...za jakiś czas...
El i Seiki patrzyli na swojego ukochanego, z lekkim zdziwieniem. Chłopak rzeczywiście używał bardzo brzydkich metod, by ich sobie „ustawić”. No, może nie brzydkich, jednak bolesnych. Co prawda młodszy potrafił być uparty, jednak obaj wiedzieli, że prędzej czy później zmięknie i sam będzie wtulał się w ich ramiona podczas seksu, mrucząc słodko albo piszcząc z przyjemności. El czasami miał ochotę złoić te dwie śliczne półkule na kwaśne jabłko, kiedy ich właściciel zaczynał się fochać, jednak ryzykowałby tym bardzo wiele.

Nie za bardzo wiedział, co miałby powiedzieć ukochanemu, odnośnie jego świata. Zamyślił się na dłuższą chwilę.
- Kochanie... Sam nie wiem, co bym Ci mógł powiedzieć. Zacznijmy może od tego snu, dobrze? My, demony mamy pewne moce, jak zresztą świetnie widzisz. Możemy się łączyć z aniołami i płodzić potomstwo z ludźmi. Również z mężczyznami, mimo że w świetle ludzkiej nauki, jest to niemożliwe. Jednak to następuje dopiero po ślubie. Nie zatajamy naszej obecności, ani nie wymazujemy pamięci. Nie majstrujemy przy niej, bo wyglądamy jak istoty ludzkie, przynajmniej w większości. Możemy pracować z ludźmi, chodzić na piwo i siedzieć w pubach. Starzejemy się i umieramy. Jak wszyscy i wszystko. Mamy swoje rytuały, jednak nasz świat to wasz świat, ten sam. Nie ma przejścia magicznego ani portalu. Co do rytuałów. Jednym z nich jest ślub. Nie chcę psuć zabawy, bo naprawdę słowa tego nie opiszą, jednak nie bój się, nie ma tam wielkiego lania krwi ani seksu na stole, jak to niektórzy sobie wyobrażają. Jedyne co, to przyszli małżonkowie delikatnie kłują palce lewej ręki, na której będzie obrączka i oddają kroplę do kielicha. To połączy nas na zawsze, a obrączki będziemy mieli z ognia. - Alan wytrzeszczył oczy a szczęka z łoskotem opadła na podłogę.
- Nie bój się, nie będzie boleć. Ten symbol będzie jak złota obrączka, po prostu nie będziesz mógł jej zdjąć. -Zachichotał. - Ludzie będą ją widzieć, jako różowe złoto, przeplatane białym, tworzącym wzór. Każda para ma swój własny, różniący się, także wszyscy będą wiedzieć, do kogo przynależymy.
- A co z moim ślubem z Seikim? Tym formalnym. - Zapytał chłopak, nie wiedząc już, czego mógłby się spodziewać.
- Nic, obrączkę możecie nosić na łańcuszku. I tak będzie wiadomo, że jesteście po ślubie. Posłuchaj, dla demonów jak i dla ludzi, znak będzie widoczny tak jak Ci to opisałem, złoto. Tylko w wyjątkowych okolicznościach, nastąpi przemiana w ogień. – Westchnął. - Jak mam Ci to wytłumaczyć... sam już nie wiem. W momencie oddania sobie dusz i serc z kielicha wydobędzie się ogień, przeplatający nas i tworzący okrąg. Potem płomienie uformują się w znak naszego małżeństwa. Żywy ogień zastygnie, tworząc obrączki a rytuał będzie przypieczętowany przysięgą. Od tej chwili obaj będziecie należeć do mojego świata. A magia i przysięga będzie chronić nas przed niebezpieczeństwami. Tak to mniej więcej działa. -Zakończył swój wywód.
- Wow... to co mówisz, jest niesamowite. A... czy możesz wchodzić do kościoła? - Zapytał głupio.
- Mogę. Jestem pół demonem, pół aniołem. Kiedy mój ojciec wziął z mamą ślub, on też zyskał przywilej wchodzenia do Świętych miejsc. Dlatego cała moja rodzina będzie uczestniczyć w waszej ceremonii.
- Nie jesteś o to zły?
- O co mam być? Wiem, co do mnie czujecie i wiem, że bierzecie ślub dlatego, byś nie stracił mieszkania i pieniędzy, które Ci się należą od rodziców. Nie możesz wziąć ślubu z naszą dwójką, przynajmniej nie w ludzkich standardach, więc będę w siedział pierwszym rzędzie, razem z Mini i rodzicami.
- Będziesz mnie prowadził do ołtarza, głupolu. - Roześmiał się Alan.
- Naprawdę? Z przyjemnością oddam Cię naszemu skarbowi. - Uśmiechnął się czule. - Czy coś jeszcze powinienem Ci powiedzieć? - Zapytał demon.
- Nie wiem... Jak coś mi wpadnie do głowy to dam znać... a nie, czekaj... Powiedziałeś, że... możesz płodzić dzieci z mężczyznami...
- Tak... ale tylko z mężem, kochanie. W trakcie rytuału, po uformowaniu się obrączek, w waszym ciele zajdą zmiany, które pozwolą Wam być płodnymi, bym mógł was pokryć w trakcie nocy poślubnej i zmajstrować potomka.
- Mam nadzieję, że nie urośnie mi wagina... - Mruknął Alan, pół żartem.
- Coś Ty! Tęskniłbym za Twoim pięknym penisem. Żadnych wagin. - Wzdrygnął się demon. Seiki słuchał tego wszystkiego z zachwytem. Wiedział, jak wygląda ceremonia zaślubin u demonów, jednak wspaniałe było to, że mieli w nim uczestniczyć we trójkę. Gdyby miał wybierać: brać ślub w liceum lub czekać, oczywiste było co by zrobił. Czekałby na tak cudownego chłopaka, jak Alan, który dał mu szczęście, rzecz jasna razem z Elem. We trójkę dopełniali się i tworzyli idealną całość. Tak, Sei był o tym przekonany.
El również się zamyślił, a gdy po chwili Alan z blondynem zaczęli całować się namiętnie, nie zauważył tego. Wyobrażał sobie moment, w którym wypowiedzą przysięgę, łączącą ich dusze i ciała na zawsze, potem ich wspólne życie, obu jego mężów w ciąży, najlepiej w dość krótkich odstępach czasowych i wreszcie, spokojne, może i nudne życie z dzieciakami w ich domku, chociaż z pół demonami pod jednym dachem nigdy nie jest nudno.

Słodkie, malinowe usta Alana porwały mężczyznę w zupełnie inny świat. Już po chwili znajdował się naprzeciw ukochanego, widząc Seikiego za plecami najmłodszego kochanka, który dobierał się do czułych miejsc chłopaka. El właśnie wtedy rozłożył skrzydła i otulił narzeczonych aksamitnym, czarnym pierzem. Wtedy Alan wtulił się w niego, ciągnąc również blondyna za sobą do tej czułości. Wszystko przestało mieć znaczenie, teraz liczyła się ta chwila, kiedy trwali w bliskości, bez erotycznych uniesień, będąc najszczęśliwszymi istotami pod słońcem. Alan doskonale zdawał sobie sprawę, że sam złamie już za parę chwil karę o niedotykanie i da się porwać narzeczonym do świata rozkoszy i pieszczot, jednak nie przejmował się tym, ba, nawet cieszył się, bo chyba by umarł, albo błagał Lucasa o namiary do burdelu, gdyby jego mężczyźni mieli nie dotknąć go przez calutkie siedem dni.