czwartek, 24 października 2013

Jesteś bólem mojej dupy rozdzial 5

Wiecie... tak troche wydaje mi sie, ze Wam nie podobaja sie juz moje rozdzialy... Nie komentujecie za bardzo. 
Wszystkim, ktorzy komentuja, dziekuje. Natomiast wszystkim leniom pokazuje jezor. 
A teraz rozdzial. 
Wasza A. 


-Nie wiem czy to normalne, Igor. Iść na randkę z własnym bratem. Pocałowałem go rozumiesz? Całowałem własnego brata i było mi cholernie dobrze. Chciałem nadal tulić go i uszczęśliwiać. To nie jest normalne.
-Wiesz Bartek... Po tym wszystkim co się stało sam już nie wiem. Kamil cholernie dużo przeżył w ciągu tych miesięcy. Moim zdaniem nie powinieneś się zastanawiać już. Prawie go straciłeś niedawno. Nie trać czasu na myśli. Działaj, bądź przy nim i zobaczysz co się stanie. Ja chroniłbym Piotrka teraz ze wszystkich sił, gdybym był w Twojej sytuacji.
-Chyba masz racje Igor. Dzięki. Pójdę już.
-Spoko Stary. Idź się zająć Kamilem. - Szatyn zaczynając tę rozmowę nie miał zielonego pojecia jak ona przebiegnie. Bał się, że Igor go zwyzywa i pomyśli, że jest dziwny jednak tak się nie stało. Co jak co, ale nie spodziewał się takiego zrozumienia od swojego przyjaciela. Wracał do domu już spokojniejszy. Jedyne o czym mógł myśleć, to o swoim bracie i o ich planach na następny dzień. Chciał już jak najszybciej zabrać go w jego ulubione miejsce i nieba przychylić. Doskonale wiedział, że jego młodziutki brat nie zaznał zbyt dużo szczęścia, od czasu odkrycia swojej orientacji a Bartek teraz chciał mu wynagrodzić wszystkie krzywdy i ból jaki doznał przez niego i innych ludzi.
Wrócił do domu i pierwsze co zobaczył to młodszego chłopaka w salonie, oglądającego telewizję. Siedział przytulony do poduszki z podkulonymi nogami. Rozczuliło to starszego, dlatego od razu po umyciu rąk w łazience skierował się do salonu i usiadł obok brata.
-Chodź tu do mnie... Przysuń się. - Powiedział łagodnie. Kamil nadal trzymając poduszkę przysunął się a szatyn go objął ręką. Przycisnął mocniej do siebie i ułożył się tak, żeby blondynowi było jak najwygodniej. Odszukał jego dłoń i złączył ze swoją, uprzednio składając na niej delikatny pocałunek. Zielonooki spojrzał na brata zarumieniony, jednak nic nie powiedział. Bez słowa już zaczęli oglądać telewizję. W krótce Kamil zasnął przytulony do boku szatyna. Ten wziął go delikatnie i zaniósł do pokoju, ułożył na łóżku i delikatnie pocałował w czoło. Na koniec przykrył go jeszcze pościelą i wyszedł uśmiechnięty. Blondyn wydawał się taki kruchy i delikatny, zwłaszcza po wypadku i na pewno przestał wojować z całym światem. Spokojniej podchodził do wielu rzeczy i ta zmiana podobała się Bartkowi. W takich momentach jak sen, mógł dostrzec delikatność swojego braciszka. Dawno o tym zapomniał i teraz bardzo mocno tego żałował.
Spokojnie usiadł na łóżku. Było już ciemno i sam był zmęczony. Nie mógł doczekać się następnego dnia, kiedy będzie próbował zabrać Kamila gdzieś na zewnątrz, na obiecaną randkę. Myślał jeszcze chwilę o miejscach, w których zielonooki mógłby się czuć swobodnie, by potem położyć się do łóżka. Dość szybko zasnął.
Obudziło go delikatne drapanie po ramieniu i cichy szept.
-Bartek... śpisz?
-Ni...ee już nie... co się stało?
-Nie mogę spać... - Szepnął Kamil.
-Chodź tu – Przesunął się i podniósł pościel by wpuścić brata. Ten niepewnie położył się bardzo blisko niego. Szatyn przykrył go i troskliwie popatrzył na jego twarz.
-Śpij dobrze, nic się nie bój jestem tu. - Wtulił go w siebie i delikatnie zaczął gładzić plecy, uspokająco. Kamil poddał się temu bez sprzeciwu. Kiedy jednak usypiał, pragnął jeszcze jednego. -Bartek...
-Hm? - Odparł półprzytomnie chłopak
-Pocałuj mnie... Proszę... - Szatyn lekko zdziwiony tą propozycją odnalazł usta brata i delikanie musnął je swoimi. Raz, drugi, trzeci. Zadowolony Kamil zaczął oddawać pocałunki nieśmiało. Rozchylił usta zapraszając ciekawski język do środka, sam zachęcony objął brata mocniej. W końcu Bartek naparł na niego i młodszy wylądował na plecach, z szatynem nad nim. Jednak to nie przeszkodziło im na kontynuowanie pieszczot. Starszy spojrzał roziskrzonym wzrokiem na chłopaka pod sobą a ten jęknął
-Jeszcze... chcę jeszcze... - Uśmiech Bartka rozszerzył się i ponownie powrócił do opuchniętych ust młodszego. Pocałunek znów zmienił się w namiętny taniec obu języków, ssących się nawzajem i zwiedzających wnętrza swoich partnerów. Szatyn nie czuł się źle, będąc w tak intymnej sytuacji z rodzonym bratem. Czuł za to wielką czułość i chęć oddania mu całego siebie i wszystkiego co najlepsze.
Jak ostatnim razem zakończył pocałunek delikatnymi całusami na sam koniec. Widząc rozanieloną twarz Kamila pogłaskał go czule po policzku.
-Śpij Skarbie. - Szepnął i położył się obok niego. Blondyn od razu przytulił się do niego rozkosznie mrucząc. Obaj dosyć szybko zasnęli, szczęśliwi, gdzieś tam w środku rozumiejąc już wszystko. Bartek cieszył się, że przestał mieć opory i sam czuł już tylko czystą chęć posiadania tego chłopaka w łóżku i w ramionach, w życiu. I wiedział, że nie chce go nikomu oddać ani pozwolić skrzywdzić. Kamil już jakiś czas temu czuł te cudowne dreszcze, towarzyszące byciu obok brata. Nie wiedział wcześniej co one oznaczają, jak mógłby być zakochany... Teraz już wiedział. Byle tylko szatyn się nim nie brzydził...
Ranek przywitał ich zdecydowanie za wcześnie. Kamil obudził się pierwszy, Patrzył na śpiącego brata i podziwiał jego przystojną twarz. Szeptał różne rzeczy i kiedy Bartek się obudził, dalej udawał, że śpi chcąc wiedzieć co szepcze blondyn.
-Jesteś taki przystojny... dlaczego... mi to teraz robisz? Przecież nigdy nie będę miał szansy... A jednak ślepo wierzę... gdybyś wiedział jak bardzo... - Musiał w końcu to powiedzieć, jednak chciał, właśnie w momencie, kiedy on śpi. Pogłaskał jego policzek na co szatyn poruszył się i mruknął. Wtedy blondyn położył się obok niego pod kołdrę. Chciał jak najdłużej spędzić czas w ramionach starszrgo.
Bartek przez kolejne pół godziny udawał, że śpi myśląc nad słowami partnera. Chciał z nim spróbować, to już wiedział, jednak jak miałby sprawić by Kamil mu zaufał i oddał swoje serce. To nie było proste, zawiódł go jako brat, jak teraz miał przekonać chłopaka że jako kochanek go nie zawiedzie. W końcu otworzył oczy i spojrzał czule na drzemającego w jego ramionach chłopaka. Uśmiechnął się i delikatnie sięgnął jego ust, co obudziło Kamila. Na początku zdezorientowany przestraszył się, jednak chwilę potem dotarło do niego, że znajduje się w łóżku i ramionach tego przystojnego człowieka, który właśnie całuje go na „dzień dobry”. To cudowne uczucie rozlało się po jego ciele, kiedy język wtargnął znów do środka. Doświadczał właśnie głębokiego i cudownego pocałunku, przeznaczonego tylko kochankom. Nie miał zamiaru zastanawiać się co to znaczy. I kompletnie zapomniał o swoim nieświeżym oddechu.
-Dzień dobry, Słoneczko. - Powiedział łagodnie Bartek kiedy oderwał się od jego ust. Obdarował go jeszcze najpiękniejszym uśmiechem. Kamil spojrzał w jego stalowe oczy zarumieniony i mimowolnie oblizał usta.
-Dzień dobry. - odpowiedział nieśmiało. Dawno nie czuł się tak szczęśliwy, takimi drobnymi gestami kogokolwiek. A teraz jego roześmiane oczy mówiły Bartkowi, że jest szczęśliwy i... zakochany.

***
-To gdzie chcesz iść na randke?Chciałbym, żebyś czuł się dobrze.
-Mówiłeś poważnie? - Ucieszył się Kamil. Siedział właśnie  na sedesie, tyłem do Bartka, który smarował mu plecy maścią.  
-Oczywiście, że tak. Boli Cię to jeszcze? - Czule pogłaskał miejsce pod łopatką, które było bardzo mocno popalone.
-Nie... Już nie boli. Tylko czasami jak za długo leżę.
-Już lepiej to wygląda... Ale blizny będą i to duże...
-Wiem o tym.. próbuje się z tym pogodzić... - Odrzekł spokojnie blondyn. - Czekam tylko aż włosy mi odroną. Chciałbym... się przejść po parku, tam wiesz, gdzie mają ten fajny most w Japońskim stylu.
-Dobrze. Przejdziemy się tam, a potem pójdziemy coś zjeść dobrze? - To mówiąc wytarł rękę w papier, ściagając resztki kremu z dłoni.
-Będę musiał zeznawać prawda? - Zapytał w końcu młodszy. Obaj unikali tego tematu.
-Nie wiem... nie jestem pewien... - Odrzekł szczerze Bartek. - Robie wszystko co mogę, żebyś nie musiał.

Szli razem wzdłuż ulubionego parku, Bartek odszukał jego rękę i delikatnie chwycił ją i splótł ze swoją. Kamil zarumienił się delikatnie i uśmiechnął, jednak rozluźnił swoje spięte ciało. Bardzo przejmował się całym wyjściem i nie potrafił uspokoić organizmu. Szatyn starał się, żeby Kamilowi było dobrze i czuł się spokojnie, jednak dopiero teraz to mu się udało.
-Wszystko w porządku? - Zapytał łagodnie
-Tak... wszystko okej, jednak moglibyśmy już wracać do domu? Trochę dziwnie się czuje.. - Odpowiedział Kamil spokojnie. Jego brat pociągnął go w drugą stronę, do samochodu z uśmiechem na ustach. Chwilę potem zatrzymał się tak, że blondyn wpadł w jego ramiona. Wtedy Bartek spojrzał na niego czule i delikatnie musnął jego wargi w pocałunku. Kilka całusów później na twarz Kamila wrócił uśmiech, promienny i śliczny. Stalowooki aż zapatrzył się na niego i szepnął,
-Lepiej wracajmy, bo inaczej Cię tu schrupię, Kochanie. - Serce młodszego zabiło mocniej pod wpływem tych słów. Ze splecionymi dłońmi wrócili do samochodu. Bartek otworzył mu drzwi i kiedy sam wsiadł musnął usta swojego brata jeszcze raz. Chwilę potem jechali już ulicami miasta a blondyn zastanawiał się nad tym, co chciałby zjeść.
-Zamówimy coś, do domu? Jestem głodny.
-A co byś chciał?
-Pizze. - Odpowiedział uradowany zielonooki. Starszy chłopak roześmiał się serdecznie. Cieszył się, że jego brat zachowuje się przy nim już tak naturalnie i przyjaźnie.

Przed dzwiami siedział Piorek zasmucony. Kamil dostrzegł go już z samochodu, zaniepokojony od razu podbiegł do niego.
-Co się stało? -Zapytał otwierając drzwi.
-Kocham Igora. -Powiedział zanim zdążył wejść, tak żeby Bartek tego nie słyszał.
-Jak to kochasz? - Odwócił się do niego chłopak. -Piotrek... mów wszystko od początku, bo nie ogarniam. Idź do pokoju, ja się ogarnę i pogadamy. -To mówiąc spojrzał na swojego brata. Kiedy jego przyjaciel poszedł na górę, Bartek się odezwał
-Coś się stało?
-Nie wiem... Wiesz co? On ma chyba jakiś kryzys. Pogadam z nim. Nie martw się.

-Mów co się stało...-Powiedział Kamil od razu wchodząc, wchodząc do pokoju. -Jak to kochasz Igora? Masz przecież dziewczynę... Dobra opowiadaj...
-No mam... I nie bardzo się z tego ciesze... Nie chcę jej skrzywdzić. Ale kocham Igora. Dzisiaj był u niego jakiś koleś i byłem tak cholernie zazdrosny. Nie potrafię... Nie chcę móc się nim dzielić... Widziałem jak się całowali i się wściekłem. Nienawidze tego kolesia... Nienawidzę Igora za to, że jest moim bratem...
-Ej. Spokojnie. Coś zrobił? -Przerwał mu chłopak.
-Pokłóciłem się z Igorem... Dostał ode mnie w twarz. I przyszedłem tutaj od razu... Wiem głupi jestem ale nie potrafię już udawać, że nie bolą mnie jego podboje, nowi kolesie i jakieś laski.


                                                                     ***


Patrzył się smutno na Kamila zmartwiony. Widział, ze chłopak źle się z tym czuje ale nie potrafił mu pomoc. Siedzieli nad herbatka i długo rozmawiali. Nie tylko o problemie przyjaciela, ale tez o randce. Kamil opowiedział mu o wszystkim. Był szczęśliwy i nie ukrywał tego. Sytuacja trochę się rozluźniła, do momentu kiedy Bartek wszedł
-Twój brat przyszedł... -Powiedział... -Siedzi tu od jakieś pół godziny... -Chłopak wytrzeszczył oczy... Spojrzał na Kamila
-Jak to?
-Rozmawialiśmy... Myślę, ze teraz i wy powinniście. - Młodszy wstał i wyszedł.

poniedziałek, 14 października 2013

Jesteś bólem mojej dupy rozdział 4

Wybaczcie, że tak późno, jednak miałam kilka smutnych przygód. 
Mam nadzieję, że bardziej wymagający czytelnicy będą zadowoleni z tego rozdziału.
Zapraszam do komentowania. 
A.
Ps. Nie betowane. Wybaczcie za błędy. 




Obudził się cały obolały. Pamiętał tylko urywki tego co się stało. Pożar i to, że nie mógł się wydostać. Zastanawiał się przez chwile, jak to możliwe że w ogóle przeżył coś takiego. Jego plecy bolały, a sam był unieruchomiony. Jego ręce były w bandażach, wraz z dłońmi. Po jego policzku znów pociekła pojedyncza łza, której nie mógł powtrzymać, również z bólu. Kiedy rzeczywistość wróciła, nie był w stanie dłużej leżeć na plecach. Parzyło go to bardzo.
Do sali wszedł Bartek, zagubiony z miną co najmniej skruszoną. Podszedł ostrożnie do łóżka i spojrzał na blondyna leżącego na łóżku.
-N...nie.. mogę leż...eć.. - Wychrypiał a szatyn od razu zawołał jakąś pielęgniarkę. Po chwili wrócił szybko do łóżka. Pielęgniarka przyszła i od razu wytłumaczył jej o co chodzi. Przełożyli go na bok, ponieważ Kamil nie mógł leżeć na brzuchu. Chłopak patrzył przerażony na swojego brata, jego stękanie i ciało owinięte niczym mumia. Nie potrafił nie wyjść na chwilę na korytarz by po prostu się rozpłakać jak dziecko. Nie potrafił być już silny, nawet tego nie chciał. Nienawidził siebie za wszystko złe, co dotknęło Kamila, nienawidził siebie również za to, że tak go traktował, praktyczie przez błachostkę, a teraz... mógł go stracić i tego by sobie nie wybaczył.
Nadal zamyślony wszedł do sali. Kiedy podszedł do łóżka dostrzegł oko łypiące na niego smutno.
-Jak się czujesz? - Szepnął
-Bo...li... -Kamil wystękał słabo.
-Może Pani mu coś dać, żeby mu ulżyć?-Zapytał chłopak patrząc błagalnie na pielęgniarkę.
-Zaraz zapytam lekarza.-To mówiąc wyszła
-Przepraszam... -Szepnął młodszy. -Przeze mnie się poparzyłeś. Nie chciałem... -Mówiąc te słowa nie patrzył na Bartka. Nie potrafił. A może nawet nie chciał. Nie pamiętał dlaczego dokładnie jego brat ma poparzone ręce, jednak wypadało za to przeprosić...

Kamil powolutku pogrążał się w swojej rozpaczy i poczuciu winy. Leżąc na sali pooperacyjnej zastanawiał się długimi godzinami, dlaczego nie umarł. Dlaczego coś sprawiło, że musiał żyć i męczyć się dalej w swoim ciele, w tej rodzinie. Nienawidził siebie coraz bardziej za wszystko w tym za poparzone ręce Bartka. Gdyby nikt go nie znalazł spłonąłby w samotności i nie stanowił już dla nikogo problemu. A teraz stawał się jeszcze większym niż przedtem. Bał się tego jak będzie wyglądał, oraz tego że nikt go więcej nie pokocha.
-O czym myślisz? -Zapytał Bartek, wchodząc na salę. Minę miał niewyraźną, wyglądał jakby nie spał od kilku nocy. Bał się tej rozmowy, bał się przyznać do błędu, jeszcze bardziej bał się reakcji chłopaka.
Kamil popatrzył na niego i odpowiedział
-O niczym konkretnym...
-Jak się czujesz? - Kolejne pytanie, byle by odwieść tę rozmowę...
-Nie jest źle... trochę boli... - Tak naprawdę bardzo go bolało wszystko. Nie chciał jednak się żalić bratu, chciał wyjść z jego oczach na silnego i tak za dużo razy był płaczką.
-Posłuchaj...-Usiadł przy łóżku. -Chciałbym porozmawiać z Tobą...
-O czym? -Zapytał Kamil lekko zdenerwowany. Nie wiedział o czym jego brat chciał z nim porozmawiać, dlatego bał się.
-Wiesz... Chciałbym Cię przeprosić... Kamil... Ja Cię nie nienawidzę. To nie tak...
-Proszę, przestań... Nie rób tego... po prostu nie lituj się nade mną...
-Ja się nie lituję. Naprawdę przepraszam Cię. Ja... nie chciałem... To wszystko wyszło nie tak. Kiedy dowiedziałem się, że jesteś gejem... Na początku bardzo nie mogłem tego zaakceptować. Ale potem już nie potrafiłem się przyznać do błędów. Z każdym dniem było coraz gorzej... a teraz to wszystko przeze mnie. Ja naprawdę nie chciałem Cię skrzywdzić... To wszystko przeze mnie.- Mówił ze złami w oczach. Nie potrafił się już pochamować. Kamil patrzył na niego zagniewany.
-Nie wciskaj mi kitu... Proszę Cię... nie lituj się. -Odparł chłopak
-Kurwa! Uwierz mi. Co mam zrobić, żebyś mi uwierzył? Mówie z serca! - Bartek spojrzał na Kamila, nie przytomnym wzrokiem. Zrozumiał, że stracił już brata i nie wiedział jak to naprawić. Nie spodziewał się jednak takiego obrotu sprawy. Ostatecznie mógł zrobić tylko jedną rzecz, którą przypieczentowały słowa Kamila
-Nie musisz się starać dla takiej cioty jak ja... -Nie skończył, bo usta jego zostały zamknięte pocałunkiem. Piękne, zielone oczy rozszerzyły się w szoku a miękkie wargi muskały jego. Czuł to niesamowite ciepło i ciało ledwo przylegające go jego ciała. Smakowały cudownie.
-Proszę... zaufaj mi... wiem, że bardzo Cię skrzywdziłem... ale... ja naprawdę Cię akceptuję i kocham braciszku... Proszę- Powiedział Bartek, kiedy ich usta się rozłączyły. -Co mam zrobić, żebyś mi uwierzył?
-Nie wiem... - Szepnął chłopak. -Nie wiem, co możesz zrobić, bym Ci uwierzył. Chyba już jest chyba za późno. Zbiłeś mój ukochany kubek, pamiętasz? Dałeś mi go na moje dwunaste urodziny. To bardzo bolało... Rozumiesz? Tak bardzo.- Patrzył się na brata butnie. -Nie ma nic, czym byś to odkupił... Więc nie przepraszaj mnie i nie całuj... Nie skalaj się pedalstwem...
-Posłuchaj mnie. Widziałem Cię, jak tam płonąłeś. Widziałem chatkę, którą Ci zrobiłem, jak byłeś mały... Wyniosłem Cię z tamtąd. Nie mów mi więc, że nie wiem jak to boli... widzieć brata jak umiera... Wiem, że niczym nie odkupię swoich win... Jednak gdyby mi na Tobie nie zależało, nie było by mnie tu.... Obwiniam się o to każdego dnia, nie wiesz ile czasu spędzałem tam, za drzwiami bojąc się wejść... -Powiedział na nowo mając łzy w oczach. Kamil nie pamiętał tego, nie miał pojęcia o niczym, co się działo ostatnimi dniami... spojrzał tylko zdziwiony i wyszeptał... -Przepraszam... - Nie wiedział dlaczego, ale zrobiło mu się bardzo smutno.
-Za co do cholery mnie przepraszasz? Jesteś moim bratem... powinienem to zrozumieć wcześniej, że nic innego się nie liczy... Poza Tobą... Chciałbym byś mi kiedyś wybaczył...
-Jesteś moim bratem... Nie chcę żeby było źle między nami... Ale daj mi czas... Ja... ja nie wiem...
Jestem zmęczony, chciałbym zasnąć.
-Mogę posiedzieć? -Kamil kiwnął delikatnie głową i zamknął oczy.
Bartek siedział, rozmyślając dłuższą chwilę nad tym, jak zmyć swoje winy. Bardzo chciał odzyskać zaufanie brata, o ile było to jeszcze możliwe. Chciał również naprawić całą sytuację i dowiedzieć się, kto chciał go zabić. Nie wyobrażał sobie nikogo, kto rzeczywiście mógłby to zrobić... W tym momencie nie rozumiał ludzi i ich nienawiści a cała sytuacja była jak kubeł bardzo zimnej wody. Teraz nie wyobrażał sobie jak można było być takim człowiekiem, jakim on sam był kiedyś. Pogrążony w tym rozmyślaniach zasnął...
Następnego dnia Kamil obudził się z lżejszym sercem. Czuł jakby wielki głaz właśnie spadł z jego serducha i teraz miało być już tylko lepiej. Obok siebie zobaczył drzemiącego brata, wtulającego twarz w pościel. Kamil nie spodziewał się, że starszy zostanie na całą noc dodatkowo śpiąc tak nie wygodnie. W drzwiach stała jego mama. Zauważył ją spokojnie stojącą i uśmiechającą się do niego.
-Mamo, długo tutaj jesteś?
-Jakieś 10 minut... Bartek dzielnie Cię pilnował w nocy... Nie dał się wyrzucić pielęgniarkom...
-Nie musiał...
-Czuje się winny... A jak Ty się czujesz, kochanie? -Zapytała łagodnie. W jej oczach było widać miłość i troskę.
-Dobrze... trochę mnie boli... A tata gdzie?
-Musiał wracać do pracy. Wczoraj był, jak rozmawiałeś z Bartkiem. Nie chciał wam przeszkadzać...
-Nie wiedziałem... chciałbym już stąd wyjść... - Powiedział chłopak zrezygnowany. W tym momencie oczy jego brata się otworzyły a on ziewnął rozkosznie.
-Dziędoberek... co mnie ominęło? - Powiedział zaspany
-Śniadanie...-Odburknął Kami... Nadal się trochę gniewał... -Co Ty tutaj robiłeś całą noc?
-Pilnowałem młodszego braciszka. -Odpowiedział chłopak.
-Ja muszę już lecieć. Wrócę po południu, coś Ci przynieść? -Zapytała łagodnie
-Coś słodkiego. -Odrzekł chłopak – i wodę -dodał. -Pa mamuś...
-Jak się czujesz? -Zapytał starszy
-Jak jeszcze raz ktoś się zapyta jak się czuje, to zacznę krzyczeć... Źle się czuje! Bardzo źle... Boli mnie wszystko, do cholery! -Warknął zdenerwowany. Miał dość tych pytań i odpowiedzi, że wszystko jest dobrze. Jak miało być dobrze w tym momencie?
-Nie denerwuj się, spokojnie... Chciałem zacząć jakoś rozmowę...-Odparł spokojnie Bartek
-Cholera... to zaczynaj od czegoś innego... Mam dość! Chcę już stąd wyjść... -Powiedział podirytowany...
-To potrwa jeszcze... Jutro przyjdzie policja, żeby Cię wypytać o różne rzeczy...
-Na nic im się nie przydam... Nic nie wiem... -Odparł chłopak.
-Nie martw się... Wszystko będzie dobrze, tylko się nie denerwuj, Kamil. Przecież Cię nie zjedzą... -Spojrzał czule na chłopaka. -Chciałbym Ci coś dać... - Z torby wyciągnął małe zawiniątko. Odpakował i położył na stoliku. Kamil wziął go do ręki.
-Kubek... ładny jest. -Powiedział spokojnie. W duchu się nawet cieszył, jednak nie chciał pokazywać tego chlopakowi. Nie potrafił się przemóc jeszcze. Jednak uśmiechnął się delikatnie, tylko na to było go stać.

Kilka dni później lekarz przyszedł zdjąć opatrunki chłopakowi, wszyscy bardzo się stresowali. Mama Kamila uspokajała go, że wszystko będzie dobrze, jednak on sam nie wierzył że będzie. Bartek stał na korytarzu nie mniej zdenerwowany jak reszta. Chciał już mieć to wszystko za sobą i dowiedzieć się co tak naprawdę się stało i kto za tym podpaleniem stoi. Nie zauważył nawet, kiedy pielęgniarka wraz z lekarzem weszli do sali.
Po kilkudziesieciu minutach „nowe” ciało Kamila ujrzało światło dzienne. Było to dla całej rodziny bardzo trudne, nie tylko dla niego samego. Plecy w bliznach, skóra poszarpana, tak samo ręka i kawałek szyi. Włosy postrzępione i lekkie rany na twarzy.
-Na twarzy powinno się zagoić. Co do reszty to niestety, zostaną mocne blizny. Częściowo się to zagoiło, jednak czeka Cię długa rekonwalescencja. -Na twarzy chłopaka pokazał się smutek i determinacja. Po chwilach słabości chciał walczyć o jakieś resztki szczęścia. Spojrzał na swojego brata, który był wyraźnie smutny i uśmiechnął się. Nie wiedział dlaczego tamten się smucił. Żył i to było najwazniejsze.


Dni mijały i po tygodniu Kamil wrócił do domu. Bartek przez ten czas zajmował się swoim bratem. Kamil nie miał się najlepiej, nie był w stanie przeżyć spalonych pleców i wielu blizn na rękach. Część skóry zregenerowało się, jednak trwałe uszkodzenia zostały Wielokrotnie denerwował się z tego powodu, jak również z powodu bólu, jaki mu towarzyszył. Nikt nie był w stanie pomóc mu na dłuższą metę. Mimo, że wszyscy się starali, to było coś z czym chłopak musiał poradzić sobie sam.
Bartek wszedł do pokoju blondyna z maścią i świeżym bandażem.
-Przyszedłem zmienić Ci opartunki. - Kamil usiadł na łóżku bokiem i ściągnął koszulkę. Kiedy starszy rozwiązał bandaże i zdjął gaziki, zobaczył zmasakrowaną przez ogień skórę. Łzy napłynęły mu do oczu, musiał się jednak opanować i nałożył trochę maści na rękę. Zaczął dotykać i wcierać ją w uszkodzone miejsca.
-Nie dotykaj tego... - Powiedział z obrzydzeniem Kamil. Wstydził się tego, była to kolejna rzecz na którą nie miał wpływu, zaraz po orientacji, wypadku i spalonych włosach, które teraz sięgały mu ledwo za ucho i były postrzępione. Fryzjer zrobił to co mógł, jednak i tak nie pomogło to poprawić humoru chłopakowi.
-Kamil... przepraszam – Szepnął starszy, skończywszy go opatrywać. Wziął jeszcze jego rękę i wmasował mu maść w dłoń i wewnętrzną stronę przedramienia. - To moja wina, że to się stało. Może gdybym nie był takim okropnym człowiekiem to by się nie stało... - Od jakiegoś czasu próbował mu to powiedzieć, jednak zawsze wachał się. Obwiniał siebie za całą sytuację. Nie potrafił spojrzeć mu w te smutne oczy. Chciał tylko pokazać, że go akceptuje całego takim jaki jest.
Kamil odwrócił się do niego i założył koszulkę. Spojrzał na brata i dotknął delikatnie jego policzka. -To nie Twoja wina, Bartek. Nie poradzę nic na swoją orientację ani na to, że Ty nie znosisz gejów. Tak samo nie poradzę nic na nienawiść ludzi względem nas.
-Ale ja Cię akceptuje, takiego jakim jesteś. Całego, pamiętasz? Mówiłem Ci to przecież w szpitalu. - Szepnął szatyn i przytulił do siebie blondyna, delikatnie oplatając jego plecy. Chłopak wtulił się ufnie, nie miał siły złościć się na brata, chciał już żeby to wszystko było za nimi. Chwilę potem weszła mama z jedzeniem.
-Przyniosłam Wam obiad. Mam nadzieję, że Wam będzie smakować. Kamil, połóż się zaraz... - Spojrzała na przytulonych chłopaków i uśmiechnęła się. Położyła im tacę na biórku i wyszła. Bracia jeszcze chwilę się przytulali. Nagle Kamil oderwał się od niego i powiedział
-Nikt mnie nie pokocha... Jak ktokolwiek będzie w stanie patrzeć na moje ciało bez odrazy? - Te słowa zabolały Bartka bardzo mocno. Uważał że Kamil jest piękny, taki jaki jest, nie ważne czy mając poparzone ciało czy nie. Nie rozumiał, jak ktoś mógłby tak stwierdzić. Jak ktoś mógłby się go brzydzić.
-Nie masz racji... Masz piękne ciało. Napewno ktoś je pokocha. Ja bym to zrobił. - Blondyn spojrzał na niego zaskoczony, nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, szatyn przysunął usta do jego warg i musnął je delikatnie. Nie czując sprzeciwu naparł trochę mocniej i zaczął pieścić. Kamil zdezorientowany rozchylił je , dając zaproszenie wścibskiemu językowi do swojego wnętrza. Chłopak skorzystał i deikatnie zaczął zwiedzać nieznane dotąd miejsce. Dotykając zębów i policzków, zapraszając narząd blondyna do zabawy, zaserwował bratu głęboki i namiętny pocałunek, od którego obaj nie potrafili się oderwać. Spragnieni wtulili się w siebie mocniej a zielonooki wylądował na kolanach starszego. Całowali się coraz namiętniej mrucząc rozkosznie, chcąc czuć więcej i bliżej. W końcu jednak Bartek musiał zakończyć cudowną chwilę zbliżenia obu chłopaków, z powodu smakowitego zapachu, unoszącego się z talerzy. Ledwo kontaktujący Kamil otrzymał jeszcze buziaka w usta na koniec i spojrzał na uśmiechającego się szatyna.
-Jesteś głodny? Bo ja cholernie. - Szepnął w końcu. Blondyn speszony zszedł z kolan starszego i podał mu talerz. Sam też zabrał się do pałaszowania. Jadł nadal zarumieniony i zdziwiony całą sytuacją. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek skosztuje ust swojego brata, a teraz chciał ich jeszcze i bardziej. Dodatkowo to co powiedział, zamyślony nie zauważył jak kawałek kotleta spadł mu z widelca.
-O czym myślisz?
-O niczym konkretnym w sumie. - Skłamał. Bartek jednak domyślał się co mu chodzi po głowie. Nie miał pojęcia co teraz zrobić, chciał ale bał się poruszyć ten tamt. Nie chciał spłoszyć chłopaka i schrzanić tej delikatnej więzi, która zaczęła się między nimi rodzić.
-Co teraz będzie? - Zapytał w końcu blondyn.
-Chcesz iść na randkę? - Wypalił szatyn zanim zdążył ugryźć się w język.

środa, 2 października 2013

Jesteś bólem mojej dupy rozdział 3

 Od razu mówię, że tak miało być. Chaos w poprzednim rozdziale i taka szybka akcja w tym. Także proszę o nie narzekanie na to w komentarzach bo specjalnie opisałam tak szybko. W następnych rozdziałach się wszystko się wyjaśni. 
Zapraszam do komentarzy LENIE jedne! :D
Wasza kochana,  A. 
Kamil nie wrócił na noc, ani na następną. Siedział w domku w lesie i rozmyślał, długo po pójściu Piotrka. Zastanawiał się nad całym swoim życiem i sensem podjętych decyzji. Bardzo chciał się oddzielić od swojej rodziny i uciec z tego miasta. Chciał zacząć od nowa z czystym kontem.
Jego myśli wędrowały wokół ostatnich ciepłych lat w jego rodzinnym domu, kiedy miał dwanaście lat i nie musiał się przejmować niczym ani nikim. Miał wtedy wszystko. Rodzinę, która go kochała i akceptowała oraz starszego brata z którym wtedy był zżyty. Teraz... nie miał nic.  
Był cały obolały i smutny, płakał dobre dwie godziny chcąc ukoić swój ból odrzucenia przez brata i nie tylko. Nie chciał odjeżdzać jednak znowu przypomniał mu się ten nienawistny wzrok Bartka.

Bartek szalał ze złości. Nie wiedział, gdzie jego brat się znajduje i nie miał znim żadnego kontaktu.
Na początku rozmyślał o sytuacji między nimi i nie zauważył, że Kamil nie wrócił do domu na noc. Pochłonięty myślami, dopiero rano zorientował się, że chłopaka w ogóle nie było na noc. Wiedział, że jeśli ktokolwiek wie, gdzie on się znajduje i tak mu nie powie, ponieważ wśród przyjaciół Kamila nie był zbyt lubiany, zwłaszcza przez Piotrka. Chciał bardzo go znaleźć. Po dwóch godzinach zdenerwowania, postanowił zadzwonić do Igora i poszukać brata. Wiedział, że jeśli brat jego przyjaciela wie, gdzie znajduje się blondwłosy to właśnie jemu to powie.
Zanim jednak zdążył wyjść do drzwi ktoś zadzwonił. W nich stanęła Ada. Była wściekła i zanim chłopak cokolwiek był w stanie zrobić wepchnęła go do środka i zaczęła mu robić wyrzuty.
-Dlaczego nie dzwoniłeś? Bartek! Ja czekałam. Chyba nie miałeś nikogo innego, kim się zajmowałeś? Nie mów że nim! BARTEK!
-E... Ada nie teraz...
-A gdzie ten szczur ? Ten jak on ma... Kamil..? Czy... jakoś tak. Lepiej żebym go nie zobaczyła. Cholera powiedz mi, dlaczego on tu jeszcze mieszka? Miałeś go wywalić. Mówiłeś, że go nienawidzisz. Chciałeś się go pozbyć, weź go wywal! Nikt go tu nie chce! Ja go tu nie chcę!
-Chyba Cię pojebało Ada! To jest mój brat do cholery! MÓJ BRAT! Tutaj nie mieszkasz i nie będziesz! - Stracił panowanie nad sobą. Miał dość pomiatania młodszym chłopakiem. - Jedyną osobę, którą mogę stąd wywalic to jesteś TY! Nie dzwoniłem do Ciebie bo nie mam ochoty się z Tobą spotykać. Tak trudno to zrozumieć? Pomiatasz moją rodziną! Nie zgadzam się na to!
-Ale to pedał do cholery! Rozumiesz? Wsza! Tacy jak on nie powinni istnieć, ktoś powinien ich wybić i to najszybciej zanim to pozaraża resztę normalnych ludzi!
- Ada! Między nami nic nie będzie! To już koniec. Nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego. - To mówiąc wyprowadził ją z domu i zamknął drzwi na klucz. Zdenerwowany poszedł do Igora chcac wydobyć informacje na temat tego, gdzie w tej chwili może znajdować się jego brat. Miał nadzieję, że nie będzie musiał błagać o to Piotrka bo chyba by umarł z upokorzenia. Miał nadzieję, że chłopak jest u nich i po prostu nie będzie chciał z nim rozmawiać. Mógł nawet go siłą zaciągnąć do domu, byle wiedział, że on tam jest. Bezpieczny i nie potłuczony przez nikogo. O mało co nie wpadł nie wpadł pod samochód, przebiegajac przez ulicę.
Nie zdawał sobie jednak sprawy z zagrożenia jakie mu towarzyszyło od pewnego czasu.

Wpadł do domu swojego kumpla wkurzony. Wyglądał nie za dobrze. Włosy potargane i pot na całej twarzy. Ręce mu się trzęsły na nigdy.  
Igor od razu zaczął go uspokajać, że wiem gdzie jest Kamil i że na pewno wszystko z nim wporządku. Nie uspokoiło go to jednak i z furią w oczach wyszedł, trzaskając drzwiami.
-Idź za nim... bo on coś Kamilowi zrobi...
-No co Ty... - Po chwili jednak zorientował się o czym Piotrek mówi i obaj wybiegli za nim. Kiedy go dogonili, postanowili z nim porozmawiać i jakoś upokoić. Bartek jednak nie dał się. Nie mógł przeżyć, że Kamil był teraz gdzieś indziej i naraził go na taką złość. Miał ochotę skopać mu tyłek.
-Bartek! Poczekaj! Idziemy z Tobą. Nie zostawimy Cie teraz. - Igor podbiegł zatrzymując chłopaka.Chwilę potem dobiegł jego brat. Stali na chodniku, otoczeni domami i spokojną zielenią drzew i trawy. Patrzyli na niego bardzo uważnie, zastanawiając się, co Bartek zrobi jak znajdzie brata.
-Dajcie mi spokój. Ty Piotrek nie wiem w ogóle co tu robisz...
-Ej... to mój przyjaciel. - Odparł Piotr – Skrzywdziłeś go i nie masz prawa być na mnie zły, że chronie kogoś dla mnie bliskiego. - Spojrzał butnie na starszego a Igor w końcu zirytowany się odezwał
-Dajcie spokój, do cholery. Musimy go znaleźć. Potem się pożrecie. -Był bardzo zły, bo chłopcy zachowywali się jak lwy walczące o kawał mięsa.

Obudził się dopiero, kiedy poczuł zapach dymu i niesamowity gorąc. Od razu poderwał się i próbował wydostać. Okazało się, że jego ręce i nogi są związane a usta zakneblowane. Dostrzegł to, dopiero próbując się podnieść. Przerażony szarpał się nie mogąc nic zrobić. Opanowała go totalna rozpacz,nie potrafił się wydostać... Czuł, że umrze tu i nikt nawet tego nie zauważy. Nagle przyszły mu do głowy wszystkie nie miłe wspomnienia związane z jego bratem... Przypomniał sobie jak bardzo byli blisko, zanim odkrył że jest gejem. Przypomniał sobie chwile, kiedy dostał ten kubek i co czuł jak on został zbity. W tej chwili czuł się tak samo. Nie mógł uciec i zostało mu już tylko czekać. Miał wiele planów na życie i wiele niewypowiedzianych słów, których już więcej nie będzie w stanie powiedzieć. Zastanawiał się tylko, czy ktokolwiek go będzie szukał, czy ktokolwiek zauważy, że on zniknął. Nie znał odpowiedzi na to pytanie, ale nie spodziewał się zbyt wiele. Tym bardziej po swoim bracie. Bartek czułby się lepiej gdyby jego spedalony brat zniknął i nie wrócił, w sumie pewnie wszyscy udawali by i wmawiali innym, że chłopak wyjechał do innego miasta, a nie że został spalony... Jedyne za czym tęsknił to za powiedzieniem mamie kilku prostych słów podziękowania za wsparcie i wyrazu miłości. Łzy spłynęły po jego policzku i już nie miał siły nic więcej zrobić. Leżał i czekał na przyjście śmierci. W końcu jego oczy pod naporem zamknęły się.
Po chwili jednak otworzyły się ponownie i myśli zaczęły krzyczeć z całych sił imię brata. Gdzieś podskórnie chciał, żeby ten wpadł tu i go wyniósł, wtulił w siebie i powiedział, ze wszystko będzie dobrze. Nawet w tym ostatnim momencie życia, być w ramionach Bartka i znaczyć dla niego cały świat...

Szli już pewien czas, Bartek nie odzywał się zły ani jednym słowem, bracia natomiast rozmawiali o różnych rzeczach. Piotr w duchu miał złe przeczucie. Sam nie wiedział dlaczego, po prostu wydawało mu się, że coś się stanie. Jednak przez pewien czas spychał to na drugi plan. Ciemnowłosy z kolei milczał myśląc o intensywnym uśmiechu pewnego 12 latka, który dostał właśnie kubek od niego na urodziny, wiele lat temu. Zapomniał już, jak on potrafił się słodko uśmiechać i tak szczerze cieszyć.
Nagle z niedaleka zobaczyli kłęby dymu. Cała trójka rzuciła się do przodu, by jak najszybciej dobiec do miejsca pożaru.
Kiedy tam się tam znaleźli, stanęli jak wryci. Chatka Kamila stała w płomieniach a Piotrek zaczął nagle krzyczeć.
-Kamil! KAMIL! Cholera! Gdzie jesteś? - Coraz głośniej nawoływał mając nadzieję, że nie będzie przyjaciela w tym momencie wewnątrz. Bartek od razu pobiegł i wdarł się do płonacego pomieszczenia. To co zobaczył zmroziło go. Jego brat leżał zakneblowany szmatą, a ręce były przypalone i związane. Włosy również popalone a jego twarz lśniła łzami i potem. Starszy ledwo powstrzymał się od płaczu na ten widok. Kamil był już nieprzytomny . Nie wiele myśląc podbiegł i podniósł go z palącej się kanapy, próbując rękami zgasić palącą się bluzę chłopaka.  
Wyszedł przerażony z bratem w ramionach i w bezpiecznej odległości położył go na ziemi, zdejmując palące się bluzę potem bluzkę oraz próbując zgasić własnymi ciuchami płomienie na spodniach i włosach. Ręce mu drżały a łzy poleciały z policzków.  
-O Boże! - Krzyknął Igor. - Piotrek zadzwonił już po strażaków, ja już załatwiam karetke. Trzymaj się. - Te słowa nie do końca doszły to przerażonego mężczyzny, któremu już tylko zależało na tym, by jego mały braciszek przeżył. Po chwili, kiedy udało mu się opanować już mniej więcej sytuacje, by jego ciało się nie paliło przystąpił do udzielania pierwsze pomocy.
Nie wiedział ile to trwało, pamiętał tylko jak został odsuniety i przytulony, szarpał się z kimś i krzyczał że chce być przy swoim braciszku.
Nagle znalazł się w karetce razem z nim, dostając jakieś leki uspokajające. Nie wiedział, czy chłopaki dojadą do niego, czy również ktokolwiek powiadomił jego rodziców. Teraz miał w głowie jedną myśl. Żeby jego ukochany braciszek przeżył.Chciał już tylko bym obok niego i nie wypuszczać go ze swoich objęć. Bał się o niego jak nigdy przedtem i miał do siebie wielkie pretensje.
Spędził w szpitalu noc, próbując dowiedzieć się czegokolwiek. Nie mógł nawet zobaczyć Kamila ani przy nim posiedzieć. Czuł się bardzo winny całej sytuacji, mimo że nie wiedział kto to zrobił. Chciał bardzo po prostu teraz skupić się na polepszeniu kontaktów z bratem. Po jakimś czasie dojechali do niego Igor i Piotrek bardzo zdenerowani. Kiedy zobaczyli Bartka zmartwili się. Siedział skulony na krześle, pograżony w smytnych myślach. Mogli się tylko domyślać o czym myślał tak bardzo. Jego rodzice zostali już powiadomieni, ale nie mieli pojęcia jak sam chłopak zareaguje na to, dodatkowo co dalej z Kamilem i jego relacjami w domu. Coś musiało się zmienić.  
-Bartek – Powiedział łagodnie Igor. - Wiesz coś już?
-Nie, nic... - odparł smutno. -To moja wina. To przeze mnie Kamil prawie spłonął w tym pożarze i nic nie zmieni tego. Chciałbym, żeby mi kiedys wybaczył...
-ej... spokojnie... To wcale nie Twoja wina. Nie sądzę, że Kamil Cię za to znienawidzi. Przecież nie miałeś z tym nic wspólnego.
-On już mnie nienawidzi...
-Wcale nie. -Odezwał się Piotrek. - Chciał po prostu wyjechać, bo to Ty go nienawidzisz. Już od samego początku, nie wiesz jak go to bolało, jak musiał sobie z tym radzić. Ciesz się, jeśli w ogóle będzie chciał na Ciebie spojrzeć. - Warknął zdenerwowany Piotrek. Igor od razu fuknął na niego ale chłopak miał racje. Wyznanie o planowanym wyjeździe wstrząsnęła starszym dodatkowo. Czuł się winny jeszcze bardziej niż chwilę temu. Teraz już błagałby na kolanach, żeby Kamil przeżył i choć raz jednen się do niego odezwał...
Z bijącym sercem wszedł do sali, modląc się, żeby się nie rozpłakać.