Wybaczcie, że tak późno, jednak miałam kilka smutnych przygód.
Mam nadzieję, że bardziej wymagający czytelnicy będą zadowoleni z tego rozdziału.
Zapraszam do komentowania.
A.
Ps. Nie betowane. Wybaczcie za błędy.
Obudził
się cały obolały. Pamiętał tylko urywki tego co się stało.
Pożar i to, że nie mógł się wydostać. Zastanawiał się przez
chwile, jak to możliwe że w ogóle przeżył coś takiego. Jego
plecy bolały, a sam był unieruchomiony. Jego ręce były w
bandażach, wraz z dłońmi. Po jego policzku znów pociekła
pojedyncza łza, której nie mógł powtrzymać, również z bólu.
Kiedy rzeczywistość wróciła, nie był w stanie dłużej leżeć
na plecach. Parzyło go to bardzo.
Do sali
wszedł Bartek, zagubiony z miną co najmniej skruszoną. Podszedł
ostrożnie do łóżka i spojrzał na blondyna leżącego na łóżku.
-N...nie..
mogę leż...eć.. - Wychrypiał a szatyn od razu zawołał jakąś
pielęgniarkę. Po chwili wrócił szybko do łóżka. Pielęgniarka
przyszła i od razu wytłumaczył jej o co chodzi. Przełożyli go na
bok, ponieważ Kamil nie mógł leżeć na brzuchu. Chłopak patrzył
przerażony na swojego brata, jego stękanie i ciało owinięte
niczym mumia. Nie potrafił nie wyjść na chwilę na korytarz by po
prostu się rozpłakać jak dziecko. Nie potrafił być już silny,
nawet tego nie chciał. Nienawidził siebie za wszystko złe, co
dotknęło Kamila, nienawidził siebie również za to, że tak go
traktował, praktyczie przez błachostkę, a teraz... mógł go
stracić i tego by sobie nie wybaczył.
Nadal
zamyślony wszedł do sali. Kiedy podszedł do łóżka dostrzegł
oko łypiące na niego smutno.
-Jak się
czujesz? - Szepnął
-Bo...li...
-Kamil wystękał słabo.
-Może
Pani mu coś dać, żeby mu ulżyć?-Zapytał chłopak patrząc
błagalnie na pielęgniarkę.
-Zaraz
zapytam lekarza.-To mówiąc wyszła
-Przepraszam...
-Szepnął młodszy. -Przeze mnie się poparzyłeś. Nie chciałem...
-Mówiąc te słowa nie patrzył na Bartka. Nie potrafił. A może
nawet nie chciał. Nie pamiętał dlaczego dokładnie jego brat ma
poparzone ręce, jednak wypadało za to przeprosić...
Kamil
powolutku pogrążał się w swojej rozpaczy i poczuciu winy. Leżąc
na sali pooperacyjnej zastanawiał się długimi godzinami, dlaczego
nie umarł. Dlaczego coś sprawiło, że musiał żyć i męczyć się
dalej w swoim ciele, w tej rodzinie. Nienawidził siebie coraz
bardziej za wszystko w tym za poparzone ręce Bartka. Gdyby nikt go
nie znalazł spłonąłby w samotności i nie stanowił już dla
nikogo problemu. A teraz stawał się jeszcze większym niż
przedtem. Bał się tego jak będzie wyglądał, oraz tego że nikt
go więcej nie pokocha.
-O czym
myślisz? -Zapytał Bartek, wchodząc na salę. Minę miał
niewyraźną, wyglądał jakby nie spał od kilku nocy. Bał się tej
rozmowy, bał się przyznać do błędu, jeszcze bardziej bał się
reakcji chłopaka.
Kamil
popatrzył na niego i odpowiedział
-O niczym
konkretnym...
-Jak się
czujesz? - Kolejne pytanie, byle by odwieść tę rozmowę...
-Nie jest
źle... trochę boli... - Tak naprawdę bardzo go bolało wszystko.
Nie chciał jednak się żalić bratu, chciał wyjść z jego oczach
na silnego i tak za dużo razy był płaczką.
-Posłuchaj...-Usiadł
przy łóżku. -Chciałbym porozmawiać z Tobą...
-O czym?
-Zapytał Kamil lekko zdenerwowany. Nie wiedział o czym jego brat
chciał z nim porozmawiać, dlatego bał się.
-Wiesz...
Chciałbym Cię przeprosić... Kamil... Ja Cię nie nienawidzę. To
nie tak...
-Proszę,
przestań... Nie rób tego... po prostu nie lituj się nade mną...
-Ja się
nie lituję. Naprawdę przepraszam Cię. Ja... nie chciałem... To
wszystko wyszło nie tak. Kiedy dowiedziałem się, że jesteś
gejem... Na początku bardzo nie mogłem tego zaakceptować. Ale
potem już nie potrafiłem się przyznać do błędów. Z każdym
dniem było coraz gorzej... a teraz to wszystko przeze mnie. Ja
naprawdę nie chciałem Cię skrzywdzić... To wszystko przeze mnie.-
Mówił ze złami w oczach. Nie potrafił się już pochamować.
Kamil patrzył na niego zagniewany.
-Nie
wciskaj mi kitu... Proszę Cię... nie lituj się. -Odparł chłopak
-Kurwa!
Uwierz mi. Co mam zrobić, żebyś mi uwierzył? Mówie z serca! -
Bartek spojrzał na Kamila, nie przytomnym wzrokiem. Zrozumiał, że
stracił już brata i nie wiedział jak to naprawić. Nie spodziewał
się jednak takiego obrotu sprawy. Ostatecznie mógł zrobić tylko
jedną rzecz, którą przypieczentowały słowa Kamila
-Nie
musisz się starać dla takiej cioty jak ja... -Nie skończył, bo
usta jego zostały zamknięte pocałunkiem. Piękne, zielone oczy
rozszerzyły się w szoku a miękkie wargi muskały jego. Czuł to
niesamowite ciepło i ciało ledwo przylegające go jego ciała.
Smakowały cudownie.
-Proszę...
zaufaj mi... wiem, że bardzo Cię skrzywdziłem... ale... ja
naprawdę Cię akceptuję i kocham braciszku... Proszę- Powiedział
Bartek, kiedy ich usta się rozłączyły. -Co mam zrobić, żebyś
mi uwierzył?
-Nie
wiem... - Szepnął chłopak. -Nie wiem, co możesz zrobić, bym Ci
uwierzył. Chyba już jest chyba za późno. Zbiłeś mój ukochany
kubek, pamiętasz? Dałeś mi go na moje dwunaste urodziny. To bardzo
bolało... Rozumiesz? Tak bardzo.- Patrzył się na brata butnie.
-Nie ma nic, czym byś to odkupił... Więc nie przepraszaj mnie i
nie całuj... Nie skalaj się pedalstwem...
-Posłuchaj
mnie. Widziałem Cię, jak tam płonąłeś. Widziałem chatkę,
którą Ci zrobiłem, jak byłeś mały... Wyniosłem Cię z tamtąd.
Nie mów mi więc, że nie wiem jak to boli... widzieć brata jak
umiera... Wiem, że niczym nie odkupię swoich win... Jednak gdyby mi
na Tobie nie zależało, nie było by mnie tu.... Obwiniam się o to
każdego dnia, nie wiesz ile czasu spędzałem tam, za drzwiami bojąc
się wejść... -Powiedział na nowo mając łzy w oczach. Kamil nie
pamiętał tego, nie miał pojęcia o niczym, co się działo
ostatnimi dniami... spojrzał tylko zdziwiony i wyszeptał...
-Przepraszam... - Nie wiedział dlaczego, ale zrobiło mu się bardzo
smutno.
-Za co do
cholery mnie przepraszasz? Jesteś moim bratem... powinienem to
zrozumieć wcześniej, że nic innego się nie liczy... Poza Tobą...
Chciałbym byś mi kiedyś wybaczył...
-Jesteś
moim bratem... Nie chcę żeby było źle między nami... Ale daj mi
czas... Ja... ja nie wiem...
Jestem
zmęczony, chciałbym zasnąć.
-Mogę
posiedzieć? -Kamil kiwnął delikatnie głową i zamknął oczy.
Bartek
siedział, rozmyślając dłuższą chwilę nad tym, jak zmyć swoje
winy. Bardzo chciał odzyskać zaufanie brata, o ile było to jeszcze
możliwe. Chciał również naprawić całą sytuację i dowiedzieć
się, kto chciał go zabić. Nie wyobrażał sobie nikogo, kto
rzeczywiście mógłby to zrobić... W tym momencie nie rozumiał
ludzi i ich nienawiści a cała sytuacja była jak kubeł bardzo
zimnej wody. Teraz nie wyobrażał sobie jak można było być takim
człowiekiem, jakim on sam był kiedyś. Pogrążony w tym
rozmyślaniach zasnął...
Następnego
dnia Kamil obudził się z lżejszym sercem. Czuł jakby wielki głaz
właśnie spadł z jego serducha i teraz miało być już tylko
lepiej. Obok siebie zobaczył drzemiącego brata, wtulającego twarz
w pościel. Kamil nie spodziewał się, że starszy zostanie na całą
noc dodatkowo śpiąc tak nie wygodnie. W drzwiach stała jego mama.
Zauważył ją spokojnie stojącą i uśmiechającą się do niego.
-Mamo,
długo tutaj jesteś?
-Jakieś
10 minut... Bartek dzielnie Cię pilnował w nocy... Nie dał się
wyrzucić pielęgniarkom...
-Nie
musiał...
-Czuje
się winny... A jak Ty się czujesz, kochanie? -Zapytała łagodnie.
W jej oczach było widać miłość i troskę.
-Dobrze...
trochę mnie boli... A tata gdzie?
-Musiał
wracać do pracy. Wczoraj był, jak rozmawiałeś z Bartkiem. Nie
chciał wam przeszkadzać...
-Nie
wiedziałem... chciałbym już stąd wyjść... - Powiedział chłopak
zrezygnowany. W tym momencie oczy jego brata się otworzyły a on
ziewnął rozkosznie.
-Dziędoberek...
co mnie ominęło? - Powiedział zaspany
-Śniadanie...-Odburknął
Kami... Nadal się trochę gniewał... -Co Ty tutaj robiłeś całą
noc?
-Pilnowałem
młodszego braciszka. -Odpowiedział chłopak.
-Ja muszę
już lecieć. Wrócę po południu, coś Ci przynieść? -Zapytała
łagodnie
-Coś
słodkiego. -Odrzekł chłopak – i wodę -dodał. -Pa mamuś...
-Jak się
czujesz? -Zapytał starszy
-Jak
jeszcze raz ktoś się zapyta jak się czuje, to zacznę krzyczeć...
Źle się czuje! Bardzo źle... Boli mnie wszystko, do cholery!
-Warknął zdenerwowany. Miał dość tych pytań i odpowiedzi, że
wszystko jest dobrze. Jak miało być dobrze w tym momencie?
-Nie
denerwuj się, spokojnie... Chciałem zacząć jakoś
rozmowę...-Odparł spokojnie Bartek
-Cholera...
to zaczynaj od czegoś innego... Mam dość! Chcę już stąd
wyjść... -Powiedział podirytowany...
-To
potrwa jeszcze... Jutro przyjdzie policja, żeby Cię wypytać o
różne rzeczy...
-Na nic
im się nie przydam... Nic nie wiem... -Odparł chłopak.
-Nie
martw się... Wszystko będzie dobrze, tylko się nie denerwuj,
Kamil. Przecież Cię nie zjedzą... -Spojrzał czule na chłopaka.
-Chciałbym Ci coś dać... - Z torby wyciągnął małe zawiniątko.
Odpakował i położył na stoliku. Kamil wziął go do ręki.
-Kubek...
ładny jest. -Powiedział spokojnie. W duchu się nawet cieszył,
jednak nie chciał pokazywać tego chlopakowi. Nie potrafił się
przemóc jeszcze. Jednak uśmiechnął się delikatnie, tylko na to
było go stać.
Kilka dni
później lekarz przyszedł zdjąć opatrunki chłopakowi, wszyscy
bardzo się stresowali. Mama Kamila uspokajała go, że wszystko
będzie dobrze, jednak on sam nie wierzył że będzie. Bartek stał
na korytarzu nie mniej zdenerwowany jak reszta. Chciał już mieć to
wszystko za sobą i dowiedzieć się co tak naprawdę się stało i
kto za tym podpaleniem stoi. Nie zauważył nawet, kiedy pielęgniarka
wraz z lekarzem weszli do sali.
Po
kilkudziesieciu minutach „nowe” ciało Kamila ujrzało światło
dzienne. Było to dla całej rodziny bardzo trudne, nie tylko dla
niego samego. Plecy w bliznach, skóra poszarpana, tak samo ręka i
kawałek szyi. Włosy postrzępione i lekkie rany na twarzy.
-Na
twarzy powinno się zagoić. Co do reszty to niestety, zostaną mocne
blizny. Częściowo się to zagoiło, jednak czeka Cię długa
rekonwalescencja. -Na twarzy chłopaka pokazał się smutek i
determinacja. Po chwilach słabości chciał walczyć o jakieś
resztki szczęścia. Spojrzał na swojego brata, który był wyraźnie
smutny i uśmiechnął się. Nie wiedział dlaczego tamten się
smucił. Żył i to było najwazniejsze.
Dni
mijały i po tygodniu Kamil wrócił do domu. Bartek przez ten czas
zajmował się swoim bratem. Kamil nie miał się najlepiej, nie był
w stanie przeżyć spalonych pleców i wielu blizn na rękach. Część
skóry zregenerowało się, jednak trwałe uszkodzenia zostały
Wielokrotnie denerwował się z tego powodu, jak również z powodu
bólu, jaki mu towarzyszył. Nikt nie był w stanie pomóc mu na
dłuższą metę. Mimo, że wszyscy się starali, to było coś z
czym chłopak musiał poradzić sobie sam.
Bartek
wszedł do pokoju blondyna z maścią i świeżym bandażem.
-Przyszedłem
zmienić Ci opartunki. - Kamil usiadł na łóżku bokiem i ściągnął
koszulkę. Kiedy starszy rozwiązał bandaże i zdjął gaziki,
zobaczył zmasakrowaną przez ogień skórę. Łzy napłynęły mu do
oczu, musiał się jednak opanować i nałożył trochę maści na
rękę. Zaczął dotykać i wcierać ją w uszkodzone miejsca.
-Nie
dotykaj tego... - Powiedział z obrzydzeniem Kamil. Wstydził się
tego, była to kolejna rzecz na którą nie miał wpływu, zaraz po
orientacji, wypadku i spalonych włosach, które teraz sięgały mu
ledwo za ucho i były postrzępione. Fryzjer zrobił to co mógł,
jednak i tak nie pomogło to poprawić humoru chłopakowi.
-Kamil...
przepraszam – Szepnął starszy, skończywszy go opatrywać. Wziął
jeszcze jego rękę i wmasował mu maść w dłoń i wewnętrzną
stronę przedramienia. - To moja wina, że to się stało. Może
gdybym nie był takim okropnym człowiekiem to by się nie stało...
- Od jakiegoś czasu próbował mu to powiedzieć, jednak zawsze
wachał się. Obwiniał siebie za całą sytuację. Nie potrafił
spojrzeć mu w te smutne oczy. Chciał tylko pokazać, że go
akceptuje całego takim jaki jest.
Kamil
odwrócił się do niego i założył koszulkę. Spojrzał na brata i
dotknął delikatnie jego policzka. -To nie Twoja wina, Bartek. Nie
poradzę nic na swoją orientację ani na to, że Ty nie znosisz
gejów. Tak samo nie poradzę nic na nienawiść ludzi względem nas.
-Ale ja
Cię akceptuje, takiego jakim jesteś. Całego, pamiętasz? Mówiłem
Ci to przecież w szpitalu. - Szepnął szatyn i przytulił do siebie
blondyna, delikatnie oplatając jego plecy. Chłopak wtulił się
ufnie, nie miał siły złościć się na brata, chciał już żeby
to wszystko było za nimi. Chwilę potem weszła mama z jedzeniem.
-Przyniosłam
Wam obiad. Mam nadzieję, że Wam będzie smakować. Kamil, połóż
się zaraz... - Spojrzała na przytulonych chłopaków i uśmiechnęła
się. Położyła im tacę na biórku i wyszła. Bracia jeszcze
chwilę się przytulali. Nagle Kamil oderwał się od niego i
powiedział
-Nikt
mnie nie pokocha... Jak ktokolwiek będzie w stanie patrzeć na moje
ciało bez odrazy? - Te słowa zabolały Bartka bardzo mocno. Uważał
że Kamil jest piękny, taki jaki jest, nie ważne czy mając
poparzone ciało czy nie. Nie rozumiał, jak ktoś mógłby tak
stwierdzić. Jak ktoś mógłby się go brzydzić.
-Nie masz
racji... Masz piękne ciało. Napewno ktoś je pokocha. Ja bym to
zrobił. - Blondyn spojrzał na niego zaskoczony, nie spodziewał się
takiej odpowiedzi. Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, szatyn
przysunął usta do jego warg i musnął je delikatnie. Nie czując
sprzeciwu naparł trochę mocniej i zaczął pieścić. Kamil
zdezorientowany rozchylił je , dając zaproszenie wścibskiemu
językowi do swojego wnętrza. Chłopak skorzystał i deikatnie
zaczął zwiedzać nieznane dotąd miejsce. Dotykając zębów i
policzków, zapraszając narząd blondyna do zabawy, zaserwował
bratu głęboki i namiętny pocałunek, od którego obaj nie
potrafili się oderwać. Spragnieni wtulili się w siebie mocniej a
zielonooki wylądował na kolanach starszego. Całowali się coraz
namiętniej mrucząc rozkosznie, chcąc czuć więcej i bliżej. W
końcu jednak Bartek musiał zakończyć cudowną chwilę zbliżenia
obu chłopaków, z powodu smakowitego zapachu, unoszącego się z
talerzy. Ledwo kontaktujący Kamil otrzymał jeszcze buziaka w usta
na koniec i spojrzał na uśmiechającego się szatyna.
-Jesteś
głodny? Bo ja cholernie. - Szepnął w końcu. Blondyn speszony
zszedł z kolan starszego i podał mu talerz. Sam też zabrał się
do pałaszowania. Jadł nadal zarumieniony i zdziwiony całą
sytuacją. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek skosztuje ust
swojego brata, a teraz chciał ich jeszcze i bardziej. Dodatkowo to
co powiedział, zamyślony nie zauważył jak kawałek kotleta spadł
mu z widelca.
-O czym
myślisz?
-O niczym
konkretnym w sumie. - Skłamał. Bartek jednak domyślał się co mu
chodzi po głowie. Nie miał pojęcia co teraz zrobić, chciał ale
bał się poruszyć ten tamt. Nie chciał spłoszyć chłopaka i
schrzanić tej delikatnej więzi, która zaczęła się między nimi
rodzić.
-Co teraz
będzie? - Zapytał w końcu blondyn.
-Chcesz
iść na randkę? - Wypalił szatyn zanim zdążył ugryźć się w
język.
Na początku: Za wszystkie powstałe w komentarzu błędy przepraszam, ale nie mam okularów (czyt. Za leniwa żeby wstać) i tekst mi się rozmazuje.
OdpowiedzUsuńMówiłam Ci już , jak bardzo ta dwójka jest urocza~? Nie~? To mówię to teraz C: Po prostu sam miód i maliny C: W niektórych momentach, łzy cisnęły mi się do oczu tak, że w miare wyraźnie widziałam tekst na minutę xD
Bartuś dwa razu pocałował Kamilka~! Awww =w= Cud, miód i maliny~ Kamil tak dużo przeszedł, że nie potrafi się już cieszyć w całości z życia ; ~ ; Bartku! Napraw to!
Co do osoby, którq mogła być niedoszłym zabójcą Kamila, myślę, że to Ada -.- Ta wredna Ada =_=
Pozdrawiam, weny życzę i czekam na niwy rozdział,
Kimi~
Świetny rozdzial!
OdpowiedzUsuńNajlepsze z tą randką ;D .. Trochę szybko z tymi pocalunkami Bartka, ale ogólnie jest dobrze. Szkoda mi Kamila i jego kubka. To bylo slodkie jak Bartek podarowal mu ten kubek. Blondyn się uśmiechnąl co prawda, ale wypadaloby jeszcze podziękować ;p
Co do tego zabójcy to także myślę, że to Ada.
Damiann
Biedny Kamil, ma wyjątkowego pecha w życiu. Takie rozległe poparzenia są strasznie bolesne, nie mówiąc o paskudnych bliznach jakie zostawiają. Bartek najwyraźniej czuje się winny, tego co się stało.
OdpowiedzUsuńTen pocałunek trochę za szybko, taki ciężko chory chłopak, nie zareagowałby na niego zbyt dobrze.
Kamil nie powinien u odpuścić zbyt łatwo, takie chowane latami urazy nie ustępują tak od razu.
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział... jak widać Bartek czuje się winny tego wszystkiego i próbuje naprawić relacje z bratem, choć mi się wydaje, ze Kamil nie powinien odpuścić Bartkowi tak łatwo, takie urazy chowane przez lata nie ustępują tak łatwo....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
o BOSZ BOSZ BOSZ !!! Szkoda mi Kamila, biedactwo :c dobrze że bartek go nie zostawił a tak wgl ? To są rodzeni bracia nie ? Ciekawe co bd jak się rodzice dowiedzą, o masakra ;O może i matka nie zareaguje zbyt źle ale ojciec ?! przeciez to by był koszmar
OdpowiedzUsuń